8.3 C
Katowice
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Włochy – Droga na południe. #rajza 2011 #relacja

0

Droga na południe

Dopiero zaczęła się piękna i przyjemna trasa, tunele, mosty coś niesamowitego, za ostatnim tunelem granica Włoska, w zasadzie całą Austrie przejechaliśmy w 30 minut. Autostrada była bardzo wąska i wydawała się mało bezpieczna, z jednej i z drugiej strony przepaść, chroniona zardzewiałymi belkami. Tzn. Autostrada Słońca, a wokół rozciągały się piękne góry. Hmmm.. Cały czas autostradą? Bez sensu możemy skrócić sobie drogę o 100 km i jechać na skos.

Granica Austriacko-Włoska, Tyrol

Dolomity

Na początku po zjeździe z autostrady niestety się gubiliśmy, drogi pod autostradą były chaotycznie zbudowane. Ale daliśmy rade. Droga robiła się coraz węższa i coraz bardziej kręta, po drodze zahaczyliśmy o małe miasteczko i na parkingu od lidla musieliśmy się przebrać w coś lżejszego, krótkie spodenki.. Robiło się coraz cieplej. W końcu to są Włochy. Jedziemy dalej, a droga jeszcze bardziej kręta i pod górę, Góry coraz wyższe i było widać już dolomity – pasmo górskie w Północno-Wschodniej części Włoch, zakręt i zakręt łuki były niemal o 360 st. oraz nieźle pod górę, oby Cordoba wytrzymała. Coraz cieplej, skóra, aż parzyła od słońca. Czas się zatrzymać rozciągnąć i zapytać czy my w ogóle dobrze jedziemy. Nasz GPS tracił, co chwile sygnał i się gubił w tak krętych drogach, jedyne czego wiedzieliśmy że mamy jechać w kierunku najwyższego szczytu włoskich dolomitów Marmolada (3343 m n.p.m.) , osobę, którą zapytaliśmy się o drogę wskazała nam tylko gdzie się znajdujemy. Jeszcze tylko parę fotek i jedziemy dalej. Jedziemy.. Jedziemy i jedziemy. Robi się coraz bardziej niebezpiecznie, włosi z prędkością 80 km/h znad przeciwka na drodze pełnej zakrętów oraz wąskiej „Jak dojazd do hasioka (z śl. śmietnika) pod moim blokiem” – stwierdził Mariusz. Dziewczyny nam już miękły na widok drogi i doprowadzało ich to do bólu żołądka i odruchu choroby lokomocyjnej. Długo jeszcze? Po 30 km jazdy pod górę Minoł nas napis „Znajdujesz się na wysokości ok. 2100m n.p.m. pod szczytem Marmolada (3343 m n.p.m.)” – przecież to tyle, co Chopok 2024m., z ziemi wystawał tylko ogromny głaz właśnie o wysokości 1 km od naszego auta (dolomit – na tym właśnie polega te pasmo górskie) Wokół pełno turystów i niesamowite auta, spotkaliśmy tam nawet gościa niczym Pułkownik Jose Arcadio Morales znanego z filmu „Kier-ów 2-óch” z cygarem w gębie i takim samym autem, dziwny widok. Mamy cały czas nadzieje, że dalej droga będzie w miarę wyrównana, nie dojż, że kręte drogi i niebezpieczne to jeszcze słonce i żar z nieba, ale niestety nadzieja matka głupich draga była taka sama tylko bez drzew i w dół widzieliśmy dokładnie z góry jak będziemy jechać, widok niesamowity, myśl, że musimy to pokonać okropna, mi osobiście się podobało, jako kierowca, ale niektórzy znieść tego nie potrafili, ale nie dziwie im się.

Włochy
Włochy, Dolomity
Włochy, Dolomity

Punta Sabboni

Po kolejnych 30 km udało się zjechać na dół, Alpy już za nami, zaczęły się tylko tunele z przejazdami pod górami i autostrada. Venezia – 60 km. Nareszcie! Jeszcze tylko kawałek, myśmy kierowali się w kierunku półwyspu Punta Sabboni, wcześniej wyczytałem, że jest tam wiele campingów,  tani parking i tramwaj wodny do samej Wenecji. Zjazd z autostrady i polne drogi obtoczone wodą wyglądało to jak trawa w Polsce po ulewie nie potrafi wchłonąć w ziemie, teren całkowicie płaski. W końcu dojechaliśmy na półwysep czas szukać noclegów.

Wenecja, Włochy

Nocleg

Zatrzymaliśmy się w pięknym miasteczku. Ludzie zupełnie inni czuli taki luz w sobie. Szukamy, pytamy, znaleźliśmy camping a dokładniej domek typu Bungalow 80 € za nocleg, a zaraz obok piękna restauracja, grała tam orkiestra pięknymi włoskimi przebojami. 100 metrów od plaży. Pierwsze, co to rozciągnąć się na wygodnym łóżku po 3 dniach spędzonych w aucie. Następny krok zobaczyć w końcu Adriatyk. Kierunek plaża…

Wenecja, Włochy

Adriatyk

Coś niesamowitego tak szerokiej, równej i czystej plaży nigdy nie widzieliśmy, może spokojne. Siedząc chwile na brzegu mówiliśmy sobie, że w tamtym kierunku mniej więcej znajduje się nasz cel i za niedługo tam będziemy – pokazując palcem w głąb Adriatyku. Stary, gdzie my jesteśmy, gdzie zawędrowaliśmy. Czas wrócić do domku, domek był malutki, ale posiadał dwa pokoje, mała kuchnie i łazienkę. To wystarczyło nam w zupełności by odpocząć. Jutro czeka nas wielki dzień – Wenecja. Jeszcze tylko do sklepu po cos do zjedzenia i piwko.

Wenecja, Włochy

Knajpa

Ale czekaj.. Jesteśmy we Włoszech, być tu a nie zjeść Włoskiej pizzy, a obok przecież jest piękna restauracja z orkiestrą. Pomysł każdemu się spodobał, czas poczuć się troszkę jak bogacz. W restauracji obsłużeni przez polkę, proponując nam najlepsza pizzę i najlepsze wino. Ok! Bierzemy! Pizza – coś niesamowitego, zupełnie coś innego niż u nas w Polsce w najlepszej Włoskiej restauracji, a winko.. mmm.. Wręcz nie do opisania – lekko słodkie i pierwszy raz spotkałem się z tym, że te wino mógłbym pić litrami – generalnie nie przepadam za winem. 25 € zapłaciliśmy za dwie duże pizzę oraz litr wina w dzbanie, do tego jeszcze dostawka – taki gratis od nich, jak by likier lodowy w kieliszku. Daliśmy 30€ – reszty nie trzeba za miła obsługę i czas iść spać. Łóżeczko, mięciutkie, całą noc z rozciągniętymi nogami. Boskooo..

Trogir, Chorwacja – wieczny odpoczynek. #rajza 2011 #relacje

0

Do Trogiru zostało nam jeszcze kilkadziesiąt kilometrów. Zostało nam jeszcze trochę czasu, nad to jesteśmy dzień wcześniej na miejscu niż planowaliśmy, więc omijamy Trogir i jedziemy dalej autostradą do Splitu – duże, Chorwackie miasto, stolica Dalmacji środkowej, Po wjechaniu w miasto, w tłoczne wąskie ulice, zajechaliśmy do bardziej spokojniejszego miejsca. Tutaj pierwszy raz zobaczyliśmy tak liczne prawdziwe palmy, we Wenecji było ich troszkę, ale to nie to samo, tam nie było takiego klimatu jak tutaj. Wysiedliśmy z auta, prześlemy kawałek, zahaczyliśmy o FastFood, gdzie jadłem najlepsze hamburgery, naprawdę coś zupełnie innego niż u nas, mięso to było mięso, a ponadto, jajko, ogórek, pomidor i prawdziwa bułka. No dobra, czas jechać w końcu do tego Trogiru, wracamy się autostradą zaledwie 30 km, i wjeżdżamy w miasto.

Trogir, Chorwacja

Trogir i wyspa Civo.

Miasto niesamowite. Przejeżdżamy most trafiamy na malutką wyspę, gdzie usadowione jest centrum miasta. Następny most, to już jest większa wyspa Ćivo, gdzie znajduje się parę dzielnic Trogiru między innymi nasza Okrąg Górny. GPS nas prowadzi. Jedziemy, przejeżdżamy obok pola Campingowego, nagle pojawił się napis Okrąg Górny, ale to dopiero połowa trasy, to było dokładnie centrum dzielnicy, droga ciągła się wzdłuż brzegu niemal, przy samej plaży dzieliły nas tylko liczne palmy i knajpy gdzie podawano koktajle. Teraz się zaczyna dopiero trasa, wąziutko na jedno autko, między murami i domami pod górkę, Jeszcze trochę, wąsko i niebezpiecznie, pełno malutkich uliczek obok, byle by nas GPS dobrze prowadził. „Dotarłeś do Celu” – krzyczy GPS, nieźle, I co teraz? Koniec drogi, wokół pełno domków, A od ulicy wędrowały małe uliczki niemal pionowe, na sam dół, gdzie były inne domku i Adriatyk. To tutaj? Zaparkujemy, zejdziemy, zobaczymy. Gdzie stoi nasz domek? hmm, Schodzimy na dół, zastanawiając się, jak zjechać tam samochodem, a co gorsza wjechać na górę, było bardzo stromo. To tutaj? Tak nasz domek znajdował się na samym dole, na skarpie, przed samym morzem i kamienną plaża, ale taką jak by wymurowaną, było równo. Coś pięknego, domek najpiękniejszy ze wszystkich obok, widok niesamowity, dech zapierał nam w piersiach, to nie możliwe, że tutaj jesteśmy, ale niestety do domku mogliśmy wejść na drugi dzień, bo tak rezerwacje mieliśmy. Trzeba jeszcze tylko gdzieś się przespać, robiło się już ciemno, zjechaliśmy do miasta, gdzie wcześniej wiedzieliśmy pole campingowe, niestety, nie było to dla nas opłacalne, za spanie w samochodzie w bezpiecznym miejscu, zajechaliśmy na kolejną dzielnice Trogiru na wyspie Ćivo, na plaże. – Mariusz myślisz o tym samym, co ja? Tak, wskoczyliśmy do wody, było ciemno już, ale paru ludzi kapało się jeszcze woda bardzo słona, podobnie jak w Punta Sabboni, na plaży znajdował się prysznic, wykapaliśmy się pod nim, To, co śpimy tu? Na plaży? Za dużo ludzi i jakoś tutaj dziwnie jest. Postanowiliśmy, więc jechać z powrotem, gdzie znajdował się nasz domek. Spotkaliśmy grupkę Polaków, lekko pod wpływem z butelką swojskiego wina w ręce, oczywiście nas poczęstowali, porozmawialiśmy trochę o mieście. Troszkę dalej był las, wjechaliśmy autem do lasu, zamknęliśmy się w aucie i pora spać, niestety po 5 minutach zaczęła się jedna wielka duchota, otwieramy lekko okno, po kolejnych 5 minutach, zaczęły gryźć nas komary, to była najgorsza nocka w samochodzie, ciężko było zasnąć, wystraszyło nas coś ruszającego się w krzakach, ale przeżyliśmy to, po wielogodzinnej męczarni obudziliśmy się spoceni, pogryzieni przez komary około godziny 7.

Trogir, Chorwacja

Nocleg.

Zanim, zameldowaliśmy się w domku, pozwiedzaliśmy okolice, miasto, zrobiliśmy małe zakupy, a o godzinie 14 dopiero ujrzeliśmy wnętrze naszego mieszkanka, coś pięknego, 2 pokoje, duża łazienka, i salon z kuchnią, oprócz tego balkon a zaraz z niego zejście na taras z leżakami i różnego gatunku roślinkami egzotycznymi, czas się rozpakować, odpocząć w mięciutkim łóżeczku i do wody, na plaże, mieliśmy tak blisko do wody, bo zaledwie 50 km, wystraszyło zejść troszeczkę na dół. Cudownie, nareszcie tutaj jesteśmy, coś niesamowitego, jak tutaj pięknie, upalnie i spokojnie. Dotarliśmy do celu czas, odpoczywać, mamy na to 6 dni. Na Chorwacji podczas podróżowania samochodem wpadła nam w ucho jedna wakacyjna piosenka „Danza Kuduro” – uznaliśmy to za nutę tego wyjazdu.

Trogir, Chorwacja

Trogir

Planowaliśmy wypad na wyspę Brać, po dojechaniu do portu w Splicie, zrezygnowaliśmy, ze względu na ceny promu, a to ma być wycieczka, za małe pieniądze. Ze zwiedzenia Splitu też zrezygnowaliśmy ze względu, na to, że nie było gdzie pozostawić samochodu, wszystkie parkingi zajęte i bardzo tłoczno. Za to zwiedziliśmy dużo piękniejsze i mniejsze miasto, właśnie sam Trogir, Jak już wspomniałem wcześniej, miasto położone jest na wyspie, most łączy Trogir, z drugą wyspą Ćivo, co daje możliwość swobodnego przemieszczania się.

Trogir, Chorwacja

Zwiedzanie

U wejścia do portu znajduje się twierdza Kameralnego – budowla obronna, która w przeszłości chroniła mieszkańców przed napadami Turków. Architektura Trogiru zdominowana jest przez pałace, budowle sakralne i domy szlacheckie umiejscowione na Rynku starego Miasta. Trogir to labirynt wąskich i kamienistych uliczek, w których nie trudno zabłądzić. Nad głowami widać wysoko wzniesione budynki i błękitne niebo, a od czasu do czasu karmy i stragany z pamiątkami. Historia miasta zaczęła się w III w. p.n.e. gdy Grecy założyli tutaj port handlowy. Trochę później dopiero cała dalemacja została przejęta przez Słowian, a w XV w. Władze regionu objęła Wenecja, a Trogir stał się siedziba Wenecjan, do dziś czuć tam klimat architektury weneckiej, a konkretnie, romańsko-gotycki, budowle podobne do tych w Wenecji. Dziś Trogir jest jedną z większych miast, które znamy z prężnej gospodarki turystycznej, przystani morskiej i centrum kulturowego. Powracając do starego miasta, Starówka jest połączona z lądem mostem, który zapewnia łatwy dojazd do XVII-wiecznej Lądowej Bramy (Kopnena Vrata) – łuku zwieńczonego posągiem św. Jana z Trogiru, czyli Giovanniego Orsiniego. Żyjący w XII w. Biskup jest uznawany za patrona i opiekuna miasta. Brama otwiera drogę do, labiryntu wąskich ulic i brukowanych zaułków, gdzie działa mnóstwo modnych sklepów, restauracji i galerii sztuki. Po Trogirze przyjemnie się spaceruje, podziwiając detale architektoniczne zdobiące liczne dziedzińce, kościoły i pałace. W planie zwiedzania trzeba koniecznie umieścić katedrę, której budowę rozpoczęto w XIII w. Świątynię zdobi gotycka kampanila. Portal zachodni, wyrzeźbiony w 1240 r. przez mistrza Radovana, to bodaj najwspanialsze dzieło sztuki romańskiej w Chorwacji. Artysta przedstawił wielu świętych i aniołów, sceny z życia codziennego oraz pory roku ilustrowane różnymi wydarze­niami typowymi dla wsi. Na górnym łuku umieścił narodziny Chrystusa, a na kolumnach po obu stronach drzwi — Adama i Ewę stojących na dwóch lwach. Wewnątrz kryją się kolejne skar­by, w tym XIII-wieczna, ośmioboczna, kamienna ambona, drewniane stalle chóru oraz XV-wieczna kaplica św. Jana z Trogiru. W kaplicy warto zwrócić uwagę na rzeźby anio­łów i cherubinów, wnęki w kształcie muszli oraz mister­nie rzeźbiony sarkofag. Przy katedrze stoi ratusz, w którego ścianę wmurowano tablicę upamiętniającą wpisanie Trogiru na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO w 1997 r. Po drugiej stronie placu wznosi się wenecka log­gia, dawna siedziba sądu miej­skiego, ozdobiona XV-wieczną płaskorzeźbą przedstawiającą Sprawiedliwość. Jej twórcą jest Nikola Firentinac, projektant kaplicy św. Jana. Główna ulica miasta, Gradska, prowadzi do bramy Miejskiej. (Gradska Vrata) i na Rivę -przyjemną promenadę, z której rozciąga się widok na morze i wyspę Ciovo. Z promenady można sobie urzą­dzić spacer naokoło wyspy, mijając XV-wieczną twierdzę Kamerlengo. Coś pięknego trzeba to po prostu zobaczyć i ocenić samemu czy można się w każdym zakątku Chorwacji zakochać. Jeśli chodzi o ruch uliczny to wygląda to bardzo chaotycznie, samowolka. Najgorzej jak wpadniesz w korek wracając ze sklepu, gwarantowane mleko skiśnięte, a czekolada roztopiona, ze względu na wysokie temperatury tam panujące, prowadziłem cały czas na boso, może to i dziwne, ale bardzo wygodne.Oprócz zwiedzania miasta, piliśmy wino zakupione w starej kamienicy u dziadka, który sam je pędził oraz pozwoliliśmy sobie na przyrządzanie w naszej kuchni spaghetti oraz desery owocowe. Owoce były tam bardzo tanie, zwłaszcza w okresie po sezonowym. W Trogirze głownie spędzaliśmy czas na plaży, więc nie ma sensu opisywać każdego dnia po kolei. Ale mogę zagwarantować, że jedząc tam, na pewno się każdemu spodoba i każdy znajdzie coś dla siebie.

Trogir, Chorwacja
Trogir, Chorwacja

Spontaniczny Wiedeń – Dzień 3. #rajza 2008 #relacja

0

Żylina

Kolejny ranek na Słowacji. To co robimy? Może Budapeszt? Hmm A co powiecie na Wiedeń?” Tak to jest świetny pomysł! To jedziemy! Bez GPS samą mapą tak najlepiej jak jechać jak w ogóle wyjechać, spojrzeliśmy na mapę, kierunek : Rużomberk > Żylina  > Bratysława > Wiedeń. Droga przebiegała jak zwykle pomyślnie, w naszym ulubionym Radiu Express co pół godziny mówiono o powodziach, jako ze Słowacki jest dla nas spostrzegany jako śmieszny język, bardzo śmiesznie to brzmiało i wpadało w nasze ucho „W Kaju Źilińkim je priliv, cało Żylina je zialana” No i oczywiście powtarzali również : „Prezydenta Polsko Lecha Kaczynsky…”, a więc powracając „Żilina je zalana” śmiejąc się jedziemy właśnie w stronę Żyliny, ciekawi jak to wygląda i czy wygląda to tak jak opisywali w radiu i czy wogole przejedziemy przez te miasto. Vitajte vo Żilina ! Patrzymy nic zero wody. W pewnej chwili patrzymy na lewo i na prawo widać tylko czubki dachów, już nam do śmiechu nie było. Bardzo fajne rozwiązanie bo główna droga przebiegała na takim wzniesieniu woda nie docierała do ulicy, ale domy które były poniżej.. Makabryczny widok, ale zarazem ciekawy że można zobaczyć taką powódź na własne oczy przejechać obok niej i wyjść z tego bez szwanku.

Zamek gdzieś na Słowacji

Spokojna trasa autostradą.

Nagle wjechaliśmy na autostradę i już tylko Bratyslava i Wiedeń. Problem był w tym że nie posiadaliśmy Austriackiej winietki a nie opłacało nam się kupować na 50 km drogi. Przy wjeździe na Austrię można zauważyć wielkie wiatraki, które zasilają energią miasta Austriackie, zmienił się klimat w jakim dotychczas byliśmy nie chodzi tutaj wcale o klimat zjawisk pogodowych.  Willkommen in Wien! Jako nasz czarny i świński humor język niemiecki i klimat Austriacki kojarzył nam się z I połową XX wieku. Śmiejąc się z języka „Ja, Ja. Sznela, Kur*en Macien”.

Spontaniczna Austria

Prater

Wjeżdżając do Wiednia akurat trafiliśmy na Prater – to wielki park można go prawie porównać do Chorzowskiego parku WPKiW. Prawie ? Dlatego, że Prater jest jednym z największych parków publicznych na świecie. Zajmuje prawie 1700ha. Znajduje się tam park miejski i słynne jedne z najstarszych lunaparków. Plus lunaparku, że można wejść za darmo i pooglądać natomiast za zabawę trzeba już płacić. Po prostu miejsce gdzie przychodzą mieszkańcy Wiednia po to by odpocząć po długim i ciężkim dniu pracy. Jeśli chodzi o sam lunapark to zdecydowanie przeważają tam karuzele ekstremalne później bary i kasyna i strzelnice następnie znajdziemy tam coś dla maluchów. Można tam pochłonąć się w czasie spędzając niezapomniane chwile. Urządzenia te niemal wchodzą na siebie, wszystko jest pomyślnie rozwiązane. Jedną z najstarszych tam atrakcji jest Riesenrad – najstarszy drewniany Diabelski młyn jest to jeden z symboli Wiednia. Mierzy niemal 64 m – najwyższy punkt tego obiektu został wybudowany w 1897 roku. Jest tam również troszkę większe takie koło tylko bardziej nowocześniejsze. No i znowu zaczęło nam się kojarzyć wszystko z pracą czyli z Chorzowskim parkiem, melexy, a pracownicy Prateru z pracownikami naszego parku, przy tym była kupa śmiechu. CO nas zdziwiło pracownicy parku potrafili dogadać się z Polakami znając niektóre zwroty nie dziwie się skoro przechodząc tam przez Prater czy Wiedeń co drugi to Polak. Dużo również jest tam pracujących Polaków. Nie masz się tam co przejmować tym że się zapomnisz i powiesz coś do kogoś po polsku bo może się okazać ze to Polak jak w naszym przypadku „Zrobi pani nam zdjęcie?” odpowiedź brzmiała „Tak Tak oczywiście” Polacy Podbijają świat! Ale czas zwiedzić troszkę Wiednia.  Nie możemy spędzić całego dnia w Praterze.

Prater, Wiedeń
Prater, Wiedeń

Wiedeń

Dojechaliśmy do centrum miejsce darmowe parkingowe znalazło się. Znaleźliśmy się głównym deptaku Stephanplatz, gdzie znajdowały się bary, restauracje, puby, sklepy, pomniki i znane nam z Krakowa „Białe Damy” coś tego typu rodzaju, to chyba jest bardzo znany sposób zarobku w wielkich miastach, a najbardziej w Paryżu. Wiedeń był równie piękny jak Budapeszt niby kiedyś jedno państwo ale nie było widać tego bogactwa wśród ludzi. Pomniki na ogół były złote zakonserwowane świetnie zero zieleni na złocie, osłonięte specjalną siatką ochronna. Nas jednak zainteresowały „Białe Damy” Wydaliśmy dobre 10€ na fotografie z nimi. Było świetnie! W sklepie kupiliśmy austriackie mleko robiąc sobie z nim zdjęcia na tle ulic wiedeńskich.

Wiedeń, Austria

Co Warto zwiedzić?

Co warto zwiedzić we Wiedniu ? Jak to w każdej stolicy aż się roi od muzeów i zabytków. Między innymi punkt orientacyjny Wiednia Gotycka Katedra św. Szczepana – jest to najcenniejszy zabytek sakralny Wiednia. Budowa kościoła zaczęła się w 1276 roku natomiast zakończono w 1304 roku. Następnie Ratusz zabytek stylem neogotyckim. Kolejno : Parlament, Kościół św. Ruprechta najstarszy kościół we Wiedniu, Pałac Schonbrunn niegdyś rezydencja cesarska oraz wiele innych.   Byliśmy już troszkę zmęczeni.

Wiedeń, Austria

Ludzie

To co robimy ? Prater ? Tak jedziemy zobaczyć Prater jak wygląda nocą oświetlony. Jednak jak wyjechaliśmy z centrum zajechaliśmy za daleko i wyjechaliśmy na drugim końcu Wiednia. Zatrzymując się na stacji benzynowej poprosiliśmy jednego z klientów korzystających ze stacji o pomoc jak dojechać do Prateru, człowiek był tak uprzejmy że kazał nam wsiąść do auta i jechać za nim. Dowiózł nas na miejsce. Ludzie w Austrii z własnego doświadczenia z wielu późniejszych wycieczek stwierdzam że są naprawdę bardzo mili i uprzejmi w porównaniu do Niemców.. Niymcy! Niymcy! Heh.

Wiedeń, Austria

Prater nocą

Zaparkowaliśmy na jednych z osiedlowych uliczek naprzeciwko Pratera, ulica ta była pełna barów i knajp klimat niczym “Cwajka”. Prater nocą zrobił na nas jeszcze większe wrażenie jak wcześniej. Niesamowite oświetlenie wszystko zadbane, klient na pierwszym miejscu! Porobiliśmy parę zdjęć i czas wracać na Słowacje. Po 3 godzinach jazdy byliśmy już na miejscu. Trzeba iść spać, bo na następny dzień zaplanowaliśmy wyjście w góry na Chopok.

Prater, Wiedeń

Słowacja & Budapeszt Trip. #Rajza 2008 #Galeria

0
Demanowska Dolina

Ujsoły, Danielka. Przygotowani, czas, start! Pierwszy samodzielny mini trip. #Rajza 2010 #Relacja

0
Nasza Trójca
Nasza Trójca

Planowanie, Przygotowania

Mija kolejny rok nudów coś trzeba z tym zrobić. Kolejny mały wypad na Słowacje ? Tam jest tak pięknie że bym mógł tam naprawdę mieszkać. Kto jedzie ? Oczywiście ochotników było wiele, chęci były ale już problem z zrealizowaniu. Na wycieczkę postawiło 2 znajomych jeszcze z Gimnazjum  teraz ze wspólnego wyjścia na piwko i oczywiście z podróży.

Dzień Wyjazdu
Poranek w Chorzowie

Załoga

Mariusz – świetny przewodnik, znawca gór i zawsze jest przygotowany na różne okoliczności. Mateusz – Uwielbia podziwiać, zwiedzać, a co najważniejsze świetny fotograf. Patryk – dobry organizator wycieczek, operator kamer, kochający jeździć autem. No to mamy komplet i od teraz możemy pisać o sobie w liczbie mnogiej i w ten sposób powstaje nasza ekipa Rajzyfiber (daw. CrewTrip).

Ujsoły, Danielka

Cele

Nasz cel to głownie Słowacja wody termalne i zdobycie szczytu Chopok 2024 m n.p.m w Tatrach Niskich, a jak by się nam nudziło to pojedziemy sobie gdzieś jeszcze. Po 4 miesiącach ciągłej pracy po 12 godzin dziennie na wesołym miasteczku w Chorzowie należy nam się chwila odpoczynku i wysiłku ale innego. Plan ? Jest. Kosztorys? Jest. Samochód ? Seacik Cordoba, oczywiście że jest ! No to wyruszamy…

Rajzyfiber

Znacie państwo takie uczucie przed wyjazdem, te niedoczekanie do wyjazdu, u nas na Śląsku mówimy na to czyt. Rajzyfiber. Planujemy wstać o 3 wyruszyć o 4, zasnąć o 22. Niestety, nic z tego niedoczekanie do wyjazdu zwyciężyło, ale udało się nas doprowadzić w krainę snu o godzinie 1.

Ujsoły, Danielka

Ujsoły, Danielka

Pobudka czas w drogę ! Jedziemy ! Ale jak ? którędy ? Kiedyś jeden z naszych członków Patryk opisywany w Tripie z ojcem jeździli w góry do Ujsoł, a konkretnie do schroniska studenckiego tzw. Chałupy Chemików – Danielka. Dawno tam nie był.. Więc pojedziemy zobaczyć jak teraz wygląda to miejsce. Niedaleko jest granica Słowacka w wsi na Słowacji Novot, jakoś damy rade potem wyjechać. Oczywiście GPS wtedy nie mieliśmy. Droga była bardzo spokojna czuliśmy ten zapach gór i uczucie, że jesteśmy wolni.. Stary to jest nie możliwe! Mała anegdotka ciągle powtarzaliśmy jedno zdanie „Stary! To jest..” Taki trick ich było wiele ale o tym później. Danielka wita ! Dalej taki sam klimat górski, drewniany domek, zapach drewna unosi się w powietrzu, obok słychać szumiącą rzekę Danielka. Coś pięknego. Tylko „sweet focia na facebooka” robiona przez naszego prywatnego fotografa Mateusza i dalej w drogę.

Wenecja – Czas znowu trochę pochodzić i pozwiedzać. #Rajza 2011 #relacja

0

Tramwaj wodny do Wenecji

Czas wygrzebać się z wyrka! Ja z Kinga, kiedy Sylwia i Mariusz jeszcze spali poszliśmy zobaczyć jak wygląda plaża w dzień, parę fotek na tle wschodzącego słońca, wyszły niesamowite zdjęcia. Gdy przyszliśmy Mariusz i Sylwia poszli się jeszcze przejść i czas się spakować i wyruszyć dalej, niemal 1 km od naszego campingu znajdował się port i parking, zaparkowaliśmy za 7 €, a nie za 30€ jak w Wenecji. Kupiliśmy bilety na tramwaj wodny do Wenecji 4,5 € za osobę i wsiedliśmy na statek i po 45 minutach byliśmy już na miejscu w porcie przy Placu św. Marka – sercu Wenecji. Statkiem bujało niesamowicie, mnie i Mariusza brało już na mdłości ruch małych motorówek gorzej jak niegdyś na katowickim rondzie, woda była nabuzowana. Ok, co dalej gdzie idziemy?

Wenecja, Włochy

Wenecja.

Na szczęście zaopatrzyliśmy się w przewodnik po Wenecji z mapką i śmiało mogliśmy poruszać się po mieście. Było gorąco i pełno ludzi wkoło, stragany. Może jakaś pamiątka? Od razu zakupiłem kieliszek z Wenecji – w każdym państwie mieście, w jakim jestem kupuje sobie pamiątkę – właśnie kieliszek. O dziwo sprzedawca potrafił mówić po polsku, nie czysto, ale dało się go zrozumieć. Nasz cel ? Na początek plac .Św. Marka jak już wcześniej wspomniałem jest to miejsce najbardziej znane w Wenecji, punkt orientacyjny oraz miejsce gdzie znajduje się najwięcej ludzi, jest to miejsce niczym Wieża Eiffla w Paryżu czy Krzywa Wieża w Pizie. Miasto, każdy kojarzy, czym się wyróżnia – kanałami, gondolami, położone na licznych bagnistych wyspach na Morzu Adriatyckim. Największy i główny kanał Wenecji to Canal Grande. Po mieście poruszamy się drogą piechotną, ale można do każdego wartego miejsca dotrzeć doskonale rozwinięta siecią tzw. Tramwajów Wodnych. Główne uliczki pokryte są kafelkami i kostkami brukowymi połączone ze sobą małymi mostkami.

Wenecja, Włochy
Wenecja, Włochy

Zwiedzanie.

Piazza San Marco czyli Plac św. Marka ograniczają budynki pałacu Dożów i bazyliki św. Marka. Na wprost bazyliki znajduję się klasycystyczny budynek skrzydła Napoleona. Budynek łączy ze sobą budynki Starej i Nowej Prokuracji. Napoleon Bonaparte był zachwycony tamtejszą architekturą i zalecił wybudować skrzydło zamykające zabudowę placu i uznał plac za najpiękniejszy salon Europy. Do budynku Starej Prokuracji przylega wieża zegarowa, a przy Nowej Prokuracji góruje dzwonnica św. Marka. Czas iść dalej. Mijamy liczne mosty i wąskie uliczki tego miasta. Na kanałach pływa pełno gondol i prywatnych łódek – ludzie tam mieszkają i muszą czymś się poruszać, płynąć do pracy czy gdziekolwiek. Do prywatnych mieszkań można dotrzeć tylko i wyłącznie łódką. Przy wejściach do kamienic wybudowane są drewniane porty gdzie parkują. Natomiast gondolą poruszają się głownie turyści, koszt takiej przyjemności to około 70 € za 45 minut, a dla chętnych Gondolier śpiewa oczywiście za opłatą kolejnych 100% tego, co zapłacimy za sama przejażdżkę. Oczywiście zrezygnowaliśmy z tej przyjemności i postanowiliśmy wszędzie dojść pieszo. W mieście było wiele ciekawych i dziwnych miejsc. Na przykład: Wąska uliczka – wchodzimy, tam mały placyk a na środku figurka trzymająca urwaną głowę McDonalda, a wokół plakaty z postacią Adolfa Hitlera przebranego np. za Króliczka Playboya w Niemieckim mundurze.Niymcy.. Niymcy.. Ja.. Ja… Sznela… Znowu ten sam motyw! Czas coś zjeść no to idziemy do McDonalda, ale gdzie my go tutaj znajdziemy?

Wenecja, Włochy
Wenecja, Włochy

Droga przez mekkę, w poszukiwaniu McDonalda.

Sprawdziłem na GPS, aż 7 km od miejsca gdzie się znajdowaliśmy.. Z Mariuszem zrezygnowaliśmy i kupiliśmy sobie za 4€ zawijaną pizzę, ale kobiety nas przewyższyły i chciały koniecznie do McDonalda. Droga zamieniła się w jeden wielki koszmar. Gorąco upalnie, po 4 godzinach chodzenia w tłumach ludzi mieliśmy wszystkiego dość, ale w końcu dodarliśmy ku celu, ludzi jeszcze więcej, kolejka wychodziła za McDonald i zawijała się na uliczne przed. Z myślą, że nie zapłacimy dużo wchodzimy zorientować się ceny, od razu zawróciliśmy. Cena hamburgera małego, co u nas jest po 3 zł tam 4 €. Nie ma sensu wole zawijane pizzę. Po drodze jest wiele sklepów z specyficznymi maskami karnawałowymi, Wenecja słynie również z imprez karnawałowych, dlatego pełno tam takich masek. Ok no to wracamy na plac św. Marka, trochę drogi przed nami.

Wenecja, Włochy

Weneckie “getto”.

Ale skoro już jesteśmy we Wenecji i to jeszcze na drugiej stronie wyspy może by tak iść inna drogą, tak bardziej w koło, trzeba skorzystać z okazji, jak tu jesteśmy i to obejść. Podobał się bardzo mi się tamtejszy styl architektoniczny i chciałem podziwiać dalej. Weszliśmy w Getto Weneckie jedna z dzielnic Wenecji, jedna z gorszych dzielnic Wenecji moim zdaniem. Pełno murzynów sprzedający damskie torebki wkoło, było brudno i nieprzyjemnie, ale idziemy, plan miasta w ręku i idziemy, nagle znaleźliśmy się w miejscu gdzie nie było ani jednego człowieka, wokół pełno starych kamienic, a specyficznymi okiennicami i sznurkami na pranie. Most, uliczka, most, uliczka, placyk, most, uliczka, most, placyk – o znowu w tym samym miejscu. Troszkę już byliśmy podenerwowani, ani jednej duszy, zmęczeni, powoli głodni, jak się wydostać. Uliczki były troszkę inaczej jak na mapce i dziwnie oznakowane. Jakoś wyszliśmy z tego, ale zupełnie inaczej niż planowałem na początku. Ale to nic, ważne, że już jesteśmy na miejscu. Wędrowaliśmy według napisów i strzałek wymalowanych na murach ceglanych kamienic z napisem Rialto – okazało się później, że to największy most w Wenecji. Był wysoki, niesamowity, nad kanałem Grande, parę fotek i idziemy dalej z stamtąd już niedaleko do placu św. Marka no i na statek. O 17 mieliśmy statek na wykupione wcześniej bilety, następny dopiero o 20 a byliśmy już tak zmęczeni, że po prostu nie dało się tego znieść.

Wenecja, Włochy

A wieczorem.

Skwar i natłok ludzi. Powrót – o nie znowu bujanie na statku – śmiejemy się wzajemnie z Mariuszem ciężko przeżywającą podróż, to tylko 45 minut. Po powrocie, czas pożegnać na chwile Adriatyk. Zajechaliśmy na ta samą plaże przy campingu wpadając na pomysł.. Stary! Wskakujemy do wody? No i w ten sposób wykąpaliśmy się na za czasów, woda dość słona, ale na szczęście na plaży znajdował się prysznic.

Słowacja & Wiedeń Trip #rajza 2010 #galeria

0

Rajza 2014 Słoneczna Bułgaria i niesamowita Rumunia. #galerie

0

Rajza 2013. Wschód Europy. #galerie

0

Zagubieni we Wiedniu. #rajza 2011 #relacja

0

4 rano, pora wstać, zjeść i dotrzeć do Wiednia. Tak też uczyniliśmy do Wiednia wjechaliśmy już o godzinie 7. Parkując na osiedlowej ulicy pod praterem, gdzie parkowaliśmy dokładnie rok temu, ale niestety atmosfera tam nie była zbyt przyjazna, Bary, otwarte, przed nimi pijani ludzie, którzy krzyczeli na całą ulice, a na dodatek podjeżdża taksówka, z dwoma o dość dużych gabarytach facetów zatrzymują się i wskazują na nas palcem i coś do siebie mówią, zaraz zabraliśmy z stamtąd manatki, i próbowaliśmy wyjechać z tego osiedla, wjeżdżając od razu na płatny parking prateru, niestety lunapark by jeszcze nie czynny, ale jako że bramy otwarte skorzystaliśmy z okazji z myślą, że znajdziemy tam ubikacje, Ja i Kinga, Mariusz i Sylwia, rozdzieliliśmy się Na chwilkę, szukając ubikacje, my z Kinga znaleźliśmy otwarte tuż obok kasyno, załatwiając tam swoje potrzeby, odnaleźliśmy się po 30 minutach, stwierdzając, że jedziemy zobaczyć miasto.

Wiedeń, Austria

Wiedeń

Widząc miejsce w mieście gdzie, parkowaliśmy rok temu, pod wpływem emocji wjechałem nieświadomie pod prąd 3 pasmowej ulicy, orientując się po chwili, kiedy widzę jak z nad przeciwka, jadą inni, szybko odbijając na chodnik, i wjeżdżając od razu w to samo miejsce parkingowe, co rok temu, to było piękne. Miejsce te będzie dobre, bo darmowe i łatwo nam będzie znaleźć samochód dokładnie jak ostatnio, Po dotarciu na rynek, przy katedrze opisywany w Slovakia-WienTrip 2010, spędzeniu paru chwil czas wrócić z powrotem, sklepy były pozamykane i było jakoś tak pusto, zupełnie inaczej niż rok temu. Niestety, mieliśmy mały problem z odnalezieniem samochodu, Chodząc po mieście 4 godzinę krążąc w kółko, w końcu dotarliśmy do auta. Znaliśmy nazwę ulicy, ale nikt z mieszkańców tam nie wiedział w ogóle gdzie znajduje się ta ulica, a na mapie, którą mieliśmy też nie była ona oznaczona. W końcu się udało! Może już Prater będzie otwarty, a raczej na pewno, więc jedziemy jeszcze raz do prateru.

Wiedeń, Austria

Prater.

Wszystko otwarte a ludzie już się świetnie bawią. Rozdzielamy się po raz kolejny i oglądamy piękne ekstremalne karuzele, patrzymy czy cos od ostatniego razu się zmieniło. Prater opisywany był również we wcześniejszych postach, więc nie ma sensu go ponownie opisywać. Zbliża się już późna godzina. Spotykamy się wszyscy we wcześniej umówionym miejscu o wcześniej ustalonej godzinie.

Wiedeń, Austria

Czas na Słowacje! Trasa nam już znana jeszcze zaledwie 350 km. To pryszcz w porównaniu z tym, co już przejechaliśmy. Liptowski Mikulasz Wita! Zakwaterowanie, znowu ten sam Hotel, ze względu na znajomości i fajne umiejscowienie, blisko centrum. Odpoczynek, piwko i spać. Na Słowacji mamy zamiar spędzić 3 noce.

Wiedeń, Austria