Tripy
Wchód Europy, wcale nie taki zły. #rajza 2013 #relacja
Po wyprawie
Wyprawa dobiegła końca, niestety, mały wypad, dużo wrażeń.. Niesamowita przygoda. Dotarliśmy szczęśliwie do domu. Jestem w trakcie ogarnięcia wszystkiego, właśnie powstaje filmik o naszym wyjeździe nieco inny niż te wcześniejsze.. Trochę dłuższy ponad 10 minut. FotoBlog? Trwa wybieranie zdjęć jeszcze trzeba troszkę poczekać.. Trudno na chwilkę obecna oszacować koszta ale mniej więcej około 4 tyś dla 3 osób, wspaniała przygoda kolejne państwa zwiedzone.. Szkoda, ze tak mało chętnych było na tą wyprawę, no ale też troszkę obijałem się z decyzją gdzie jechać. W przyszłym roku na pewno będzie to dużo sprawniej.
Trasa
Co zwiedziliśmy? Mały opis tego co przeżyliśmy… Łącznie 3 700 km przejechanych przez Słowację, Węgry, Serbie, Bułgarię, Rumunie, Ukrainę. Najprostszą drogą była ta przez Serbie, jeśli chcemy szybko i sprawnie dojechać do Bułgarii polecam trase przez te właśnie państwo. Na całej długości państwa mamy autostradę. Kawałek przed granicą Bułgarską mamy zwykła ale niesamowitą drogę z tunelami przyjemnie się jedzie wśród gór. Polecam jechać tam tędy jednak w dzień. W Bułgarii mamy otwarte nowe odcinki autostrady aż po samo Burgas. O ile będziemy mieli szczęście i wybierzemy się w odpowiednim momencie i nie będziemy musieli stac na granicy to dojazd spokojnie może zająć ok. 17 godzin ? z krótkimi przerwami tyle czasu nam to zajęło. Odliczając oczywiście zwiedzanie Budapesztu, Belgradu, Sofii i noclegu w Nis. Spokojnie bez noclegu jesteśmy w stanie przejechać trasę.. Ale jak tu jechać i po drodze nie zwiedzać….
Nessebar, Słoneczny Brzeg.
W Słonecznym Brzegu spędziliśmy 7 dni. Naprawdę miejsce dla każdego. Kurort…Dużo zwiedzania, np. Nessebar. Odpoczynek na plaży z dziećmi czy wieczorem iść zaszaleć w pubach i dyskotekach taki Las Vegas wschodniej Europy z dostępem do morza czy jak niektórzy mówią Los Angeles czy Miami.. Moim skromnym zdaniem pasuje to 3 i 1 ? tylko niestety brak palm. Palmy są ale osadzone w donicach nie tak jak w Hiszpanii czy Chorwacji.
Ukraina, przejście graniczne.
Następny etap naszej wyprawy Rumunia, Ukraina. Ten odcinek jest dla odważnych.. Szkoła życia.. Szkoła jazdy.. Większość ludzi do Bułgarii wybierają się właśnie przez Węgry i Rumunie, my utrudniamy sobie życie i jedziemy przez Ukrainę. Jeśli chodzi o kontrole graniczne.. Mieliśmy szczęście żadnych kolejek.. Jedynie w Medyce czekaliśmy około 50 minut.. Bo Polscy celnicy „trzepali” równo każdego.. Nad nami się zlitowali.. Czas przeszukiwań naszych około 10 minut innych ponad 20 ? przed sobą mieliśmy tylko parę samochodów.
Rumunia.
Ukraińscy bardzo sympatycznie ludzie w porównaniu do tych z Rumunii.. Wszyscy w tym pięknym kraju wydawali mi się dziwnie podejrzani zwłaszcza w miasteczku Rasnov, aż strach wyciągnąć pieniądze z bankomatu. Zupełnie inaczej było w Miastach sąsiadujących takich jak Brasov, Brań czy Sibiu.
Ukraina
Jeśli chodzi o Ukrainę, to jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony tym co zobaczyłem tym co doświadczyłem. Ludzie bardzo weseli z uprzejmością podchodzą do Polaków i z pewnym szacunkiem do nich i siebie samych. „Jesteś Polak? To mów po Polsku!!” Na granicy Rumuńsko-Ukraińskich trochę pożartowaliśmy i chcieli pić z nami wódkę.
Spotkanie z Milicja.
Oczywiście doświadczyłem również rozmowy z Milicja, fakt może jednak tylko raz, ale milicja tam bardzo sympatycznie wyglądała. Przekroczyłem prędkość zamiast 60 w mieście jechałem 82 całkiem przypadkiem 2 pasy ruchu wyjazd z miasta Lwów.. Często czytając forum dostrzegam wśród Polaków oburzenie wśród podróżujących, że jak to tak? Zatrzymują kogo popadnie, wymuszają haracze.. Moi drodzy po drodze widziałem kilka milicji zatrzymała nas tylko jedna bo sam popełniłem wykroczenie i o tym dobrze wiem. Haracze? Bardzo dobrze! Gdyby ich nie było, Milicja musiała by mi zabrać dowód rejestracyjny pojazdu i dokumenty. Musiał bym jechać do miasta zapłacić mandat i szukać ich potem by oddali mi dokumenty.. A tak 200 hrywien? A może 100? I jedziemy dalej „Szerokiej drogi, uważajcie bo tam też dalej lubią stać”….
Tak więc dojechaliśmy szczęśliwie do domu.. Pozdrawiam
Rajd na Chopok 2024m n.p.m. #rajza 2010 #relacja
Rajd na Chopok
Godzina 4. Pobudka! Trzeba iść w góry. Najlepiej wybierać się w góry z samego rana potem szybko robi się ciemno i możliwe są opady deszczu albo burze. O Godzinie 5.30 wystartowaliśmy niebieskim szlakiem z pod Demanowksiej Doliny, nasz cel : Chopok 2024m n.p.m. Widoki były niesamowite trasa nawet nie była zbyt trudna podejścia były względne. Ale czym wyżej tym zimniej.
Klimat
Dobrze że Mariusz o wszystkim pomyślał i zaopatrzył swój plecak w gorącą kawę, jedzenie i wręcz nakazał nam ubrać się na „cebulkę” i miał racje. Wiało i było strasznie zimno ku szczytu temperatura odczuwalna dochodziła do 5-10 stopni mrozu. Po dotarciu na Chopok o godzinie 10 odpoczęliśmy w schronisku pod samym wierzchołkiem góry i ogrzaliśmy się.
Spacer po Tatrach Niskich
Następnie weszliśmy na sam wierzchołek jednego z największych szczytów Tatr Niskich po skałach. Następnie trzeba zejść na dół, ale może inna drogą ? Tak! Szliśmy „garbem” Tatr Niskich zaliczając po kolei mniej znane szczyty innych gór odległość nie była zbyt duża pomiędzy nimi. Spotkaliśmy tam setki Kozic, trochę strachu nam napędziły ale nie było tak źle. Następnie schodziliśmy już na dół. Widoki niesamowite, robiło się coraz cieplej i cieplej temperatura nagle z 5 stopni mrozu zrobiło się może z 15-20, zostało nam tylko przejście przez rzekę, przejście przez las i tym sposobem o 14 dostaliśmy do samochodu.. Czas wracać.
Tatralandia
Byliśmy tak zmęczeni że po dotarciu do Hotelu od razu spać na godzinkę. Następnie wybraliśmy się znowu do Tatralandi i tam spędziliśmy resztę dnia do godziny 20. Nie ma jak odprężenie w ciepłych wodach termalnych i saunie, czuliśmy się jak królewicze. Czas wracać i uczcić, po drodze znowu zabraliśmy jedna z tych autostopowiczek wcześniej wspomnianych była już tylko jedna. Było zabawnie bo auto po brzegi było wypchane śmieciami, Mariusz siedząc w tyle szybko zasłonił jakimiś bluzami i nogami, żeby nie było obciachu.
Tatrzański Czaj
Hotel, przebieramy się i zamierzamy iść gdzieś do knajpy się napić piwka i uczcić wyjazd. Postanowiliśmy że odwiedzimy w Tawernie nasza koleżankę. Na początek piwko, potem tequila, potem.. Poprosiliśmy ją o coś tutejszego i dobrego. Dała nam tzw. Tatrzański Czaj. Jest to nalewka o zawartości od 32 do 82% alkoholu myśmy mieli 72% – oprócz alkoholu nalewka zawiera esencje herbacianą i zioła, naprawdę polecamy dostępne w Tesco Słowackim. Pierwszy kieliszek.. ułaa mocne, gorąco się od środka zrobiło i bardzo smaczne nie czuć alko. Po 5 kieliszku.. Nic nam nie ma.. Idziemy zapalić? No i w tym problem mieliśmy problem ze wstaniem ze stołu…. Tawernę zamknęli o 24 ale myśmy jeszcze pomagali sprzątać naszej koleżance bar i wyszliśmy o 1. Przez następną godzinie gadaliśmy z kobieta z recepcji naprawdę bardzo sympatyczna i gadatliwa kobieta. Pora Spać! Jutro wyjazd.
Kraków
Rano wstaliśmy około 10 trochę ochłonąć i o 12 wyjazd. Ale gdzie ? Może Kraków, no ok na kebaba. Oprócz korku w Rabce trasa przebiegła jak zwykle pomyślnie z takim kierowcą jak Patryk hehe. Kraków każdy zna, zwiedziliśmy tak Wawel po raz kolejny, pochodziliśmy po rynku krakowskim zjedliśmy kebaba i w drogę do Chorzowa. Powróciliśmy o godzinie 21. Wyjazd można uznać za bardzo udany i jeden z najbardziej wspominanych. Nie da się opisać tego słowami. To trzeba przeżyć, zobaczyć. Polecam wybierać się częściej na takie wypady.
Zagubieni we Wiedniu. #rajza 2011 #relacja
4 rano, pora wstać, zjeść i dotrzeć do Wiednia. Tak też uczyniliśmy do Wiednia wjechaliśmy już o godzinie 7. Parkując na osiedlowej ulicy pod praterem, gdzie parkowaliśmy dokładnie rok temu, ale niestety atmosfera tam nie była zbyt przyjazna, Bary, otwarte, przed nimi pijani ludzie, którzy krzyczeli na całą ulice, a na dodatek podjeżdża taksówka, z dwoma o dość dużych gabarytach facetów zatrzymują się i wskazują na nas palcem i coś do siebie mówią, zaraz zabraliśmy z stamtąd manatki, i próbowaliśmy wyjechać z tego osiedla, wjeżdżając od razu na płatny parking prateru, niestety lunapark by jeszcze nie czynny, ale jako że bramy otwarte skorzystaliśmy z okazji z myślą, że znajdziemy tam ubikacje, Ja i Kinga, Mariusz i Sylwia, rozdzieliliśmy się Na chwilkę, szukając ubikacje, my z Kinga znaleźliśmy otwarte tuż obok kasyno, załatwiając tam swoje potrzeby, odnaleźliśmy się po 30 minutach, stwierdzając, że jedziemy zobaczyć miasto.
Wiedeń
Widząc miejsce w mieście gdzie, parkowaliśmy rok temu, pod wpływem emocji wjechałem nieświadomie pod prąd 3 pasmowej ulicy, orientując się po chwili, kiedy widzę jak z nad przeciwka, jadą inni, szybko odbijając na chodnik, i wjeżdżając od razu w to samo miejsce parkingowe, co rok temu, to było piękne. Miejsce te będzie dobre, bo darmowe i łatwo nam będzie znaleźć samochód dokładnie jak ostatnio, Po dotarciu na rynek, przy katedrze opisywany w Slovakia-WienTrip 2010, spędzeniu paru chwil czas wrócić z powrotem, sklepy były pozamykane i było jakoś tak pusto, zupełnie inaczej niż rok temu. Niestety, mieliśmy mały problem z odnalezieniem samochodu, Chodząc po mieście 4 godzinę krążąc w kółko, w końcu dotarliśmy do auta. Znaliśmy nazwę ulicy, ale nikt z mieszkańców tam nie wiedział w ogóle gdzie znajduje się ta ulica, a na mapie, którą mieliśmy też nie była ona oznaczona. W końcu się udało! Może już Prater będzie otwarty, a raczej na pewno, więc jedziemy jeszcze raz do prateru.
Prater.
Wszystko otwarte a ludzie już się świetnie bawią. Rozdzielamy się po raz kolejny i oglądamy piękne ekstremalne karuzele, patrzymy czy cos od ostatniego razu się zmieniło. Prater opisywany był również we wcześniejszych postach, więc nie ma sensu go ponownie opisywać. Zbliża się już późna godzina. Spotykamy się wszyscy we wcześniej umówionym miejscu o wcześniej ustalonej godzinie.
Czas na Słowacje! Trasa nam już znana jeszcze zaledwie 350 km. To pryszcz w porównaniu z tym, co już przejechaliśmy. Liptowski Mikulasz Wita! Zakwaterowanie, znowu ten sam Hotel, ze względu na znajomości i fajne umiejscowienie, blisko centrum. Odpoczynek, piwko i spać. Na Słowacji mamy zamiar spędzić 3 noce.
Demianowska Dolina. #Rajza 2008 #Relacja
Ranek pora wstać!
Trzeba iść na miasto, do sklepu, zjeść coś. W pobliży centrum miasta znajdziemy sklepy jak Tesco, Hipernova, Kaufland czy Billa – najbliżej od centrum znajduje się jednak Hipernova, zaraz na parkingu spotkaliśmy znajomego od taty wraz z jego dziećmi.
Demanowska Dolina
Wybraliśmy sie razem podziwiać Słowackie piękno tego regionu. Cel : Zobaczyć jak wygląda Demianowska Dolina .. Poprostu coś pięknego.. Wjeżdża się pomiędzy górami w dolinie droga jest wąska i cały czas pod górę po drodze spotykamy, parkingi, hotele, pensjonaty, wyciągi i stoki narciarskie oraz jaskinie. Park Demianowska Dolina słynie z wielu pięknych jaskiń dostępnych dla zwiedzających oraz takie które po prostu nie ma możliwości tam dotrzeć dla zwykłych turystów.
Jaskinie
Najsłynniejsze jaskinie to Lodova Jaskinia i Jaskinia Slobody (Wolności). Jeździliśmy autem po całej dolinie zobaczyliśmy ile co i jak. Jeśli chodzi o jaskinie to maja określone godziny otwarcia oraz wyznaczone specjalne godziny wejść. W sezonie tj. Lipiec, Sierpień jest nawet Polski przewodnik. Po godzinie 15 nie mamy czego tam szukać. Szybko ciemno się robi.
A wieczorem..
Po powrocie czas na odpoczynek i nadchodzi wieczór czas wyjść na miasto i podziwiać widoki świecącej fontanny, pooglądać filmy w kinie na otwartym powietrzu wspominanym juz wcześniej. Rodzice poszli do knajpy a „dzieci”… Czyli my szwendaliśmy się do późnych godzin wieczornym po mieście w pełni bezpiecznie.. Czas iść spać..
Przygotowanie do wyprawy Rajza 2013 EastTrip. #przygotowania
Witam serdecznie wszystkich miłośników podróży i nie tylko. Nadszedł rok 2013 i czas przygotować się do kolejnej wyprawy. Długie oczekiwania, brak konkretnych planów oraz zbyt późne zdecydowanie się na kolejny trip, co spowodowało zmniejszeniem ilości chętnych na przygodę.
Zaraz po powrocie z Hiszpanii planowałem wyjazd ponownie w stronę zachodu, konkretnie do Maroka. Niestety sytuacja wymagała zmiany planów. Trzeba nabrać większego doświadczenia. Drugi plan jeszcze 2 miesiące przed samym wyjazdem był cel Grecja Zakynthos. Planowana trasa miała przebiegać przez Czechy, Austrię, Słowenie, Chorwacje, Bośnie, Czarnogóre, Albanie, Grecja, Macedonia, Serbia, Węgry, Słowacja. 6 tyś km. Niestety Mariusz się w tym roku też wykruszył, a ze względów finansowych jakich w tym roku mnie dopadły nie mogliśmy pozwolić sobie na wypad w 3 osoby. Koszty paliwa i promu na wyspę. Wszystko „dzięki uprzejmości” pewnej pani, z WPKiW, która w złości i zazdrości nie chciałą przyjąć do pracy dodatkowej i wspomóc naszą wyprawe w Śląskim Wesołym Miasteczku (jeden wielki burdel tam panuje). Nie byłem na to przygotowany, myślałem, że po 6 latach pracy w branży należy się jakiś szacunek… Tak nawiasem.. W ostateczności postawiłem na Bułgarię, idealna podróż tanim kosztem z odpoczynkiem i zwiedzaniem dla 3 osób.
Na początek małe podsumowanie naszej trasy :
- Data Rozpoczęcia : 4.09.2012, 3:00
- Koszta : Łącznie mamy 1 050 € na przebycie europy wschodniej.: Paliwo 300€, Noclegi : ok. 250 €,Opłaty drogowe – 40€, Zabawa, zwiedzanie i Jedzenie : 460€ / na 3 osoby. To szacunkowe koszta. Więcej szczegółów po wyprawie. Myśle że jak na Bułgarię to wystarczająco, nie mamy wielu wymagań jak przed rokiem. SUMA : 350€/os. ze wszystkim. Biuro Podróży : 375€ za pobyt tydzień w Słonecznym Brzegu w naszym Hotelu*** HB z przelotem oraz nie zwiedzeniu niczego po drodze. Bez żadnej przygody!
- Dni : 12
- Przebyta droga : 4 000 km
- Przebyte Państwa :
- Słowacja – tylko przejazdem
- Węgry – Budapeszt(Stolica)
- Serbia –Belgrad (Stolica)
- Bułgaria – Sofia(Stolica), Słoneczny Brzeg – 7 noclegów oraz zwiedzanie okolicznych miast
- Rumunia – Brasov, Prejmer, Bran, Sibiu,
- Ukraina – Lwów
- Polska – Chorzów (woj. Podkarpackie)
Tylko 6 państw, 3 osoby, 1 samochód.
Aktualnie mamy zarezerwowane noclegi w Hotelu Pollo Resort*** w Słonecznym Brzegu (Docelowo 225 € za apartament z jedna sypialnia dla 4 osób) oraz RosenVille*** w Râşnov w Rumuni. Może ktoś był? Chętnie poczytam wasze komentarze i opinie na temat tych miejsc.
No i oczywiście zapraszam do komentowania postu oraz pomóc nam opisując wasze doświadczenia z podróży w tym kierunku.
Spontaniczny Wiedeń – Dzień 3. #rajza 2008 #relacja
Żylina
Kolejny ranek na Słowacji. To co robimy? Może Budapeszt? Hmm A co powiecie na Wiedeń?” Tak to jest świetny pomysł! To jedziemy! Bez GPS samą mapą tak najlepiej jak jechać jak w ogóle wyjechać, spojrzeliśmy na mapę, kierunek : Rużomberk > Żylina > Bratysława > Wiedeń. Droga przebiegała jak zwykle pomyślnie, w naszym ulubionym Radiu Express co pół godziny mówiono o powodziach, jako ze Słowacki jest dla nas spostrzegany jako śmieszny język, bardzo śmiesznie to brzmiało i wpadało w nasze ucho „W Kaju Źilińkim je priliv, cało Żylina je zialana” No i oczywiście powtarzali również : „Prezydenta Polsko Lecha Kaczynsky…”, a więc powracając „Żilina je zalana” śmiejąc się jedziemy właśnie w stronę Żyliny, ciekawi jak to wygląda i czy wygląda to tak jak opisywali w radiu i czy wogole przejedziemy przez te miasto. Vitajte vo Żilina ! Patrzymy nic zero wody. W pewnej chwili patrzymy na lewo i na prawo widać tylko czubki dachów, już nam do śmiechu nie było. Bardzo fajne rozwiązanie bo główna droga przebiegała na takim wzniesieniu woda nie docierała do ulicy, ale domy które były poniżej.. Makabryczny widok, ale zarazem ciekawy że można zobaczyć taką powódź na własne oczy przejechać obok niej i wyjść z tego bez szwanku.
Spokojna trasa autostradą.
Nagle wjechaliśmy na autostradę i już tylko Bratyslava i Wiedeń. Problem był w tym że nie posiadaliśmy Austriackiej winietki a nie opłacało nam się kupować na 50 km drogi. Przy wjeździe na Austrię można zauważyć wielkie wiatraki, które zasilają energią miasta Austriackie, zmienił się klimat w jakim dotychczas byliśmy nie chodzi tutaj wcale o klimat zjawisk pogodowych. Willkommen in Wien! Jako nasz czarny i świński humor język niemiecki i klimat Austriacki kojarzył nam się z I połową XX wieku. Śmiejąc się z języka „Ja, Ja. Sznela, Kur*en Macien”.
Prater
Wjeżdżając do Wiednia akurat trafiliśmy na Prater – to wielki park można go prawie porównać do Chorzowskiego parku WPKiW. Prawie ? Dlatego, że Prater jest jednym z największych parków publicznych na świecie. Zajmuje prawie 1700ha. Znajduje się tam park miejski i słynne jedne z najstarszych lunaparków. Plus lunaparku, że można wejść za darmo i pooglądać natomiast za zabawę trzeba już płacić. Po prostu miejsce gdzie przychodzą mieszkańcy Wiednia po to by odpocząć po długim i ciężkim dniu pracy. Jeśli chodzi o sam lunapark to zdecydowanie przeważają tam karuzele ekstremalne później bary i kasyna i strzelnice następnie znajdziemy tam coś dla maluchów. Można tam pochłonąć się w czasie spędzając niezapomniane chwile. Urządzenia te niemal wchodzą na siebie, wszystko jest pomyślnie rozwiązane. Jedną z najstarszych tam atrakcji jest Riesenrad – najstarszy drewniany Diabelski młyn jest to jeden z symboli Wiednia. Mierzy niemal 64 m – najwyższy punkt tego obiektu został wybudowany w 1897 roku. Jest tam również troszkę większe takie koło tylko bardziej nowocześniejsze. No i znowu zaczęło nam się kojarzyć wszystko z pracą czyli z Chorzowskim parkiem, melexy, a pracownicy Prateru z pracownikami naszego parku, przy tym była kupa śmiechu. CO nas zdziwiło pracownicy parku potrafili dogadać się z Polakami znając niektóre zwroty nie dziwie się skoro przechodząc tam przez Prater czy Wiedeń co drugi to Polak. Dużo również jest tam pracujących Polaków. Nie masz się tam co przejmować tym że się zapomnisz i powiesz coś do kogoś po polsku bo może się okazać ze to Polak jak w naszym przypadku „Zrobi pani nam zdjęcie?” odpowiedź brzmiała „Tak Tak oczywiście” Polacy Podbijają świat! Ale czas zwiedzić troszkę Wiednia. Nie możemy spędzić całego dnia w Praterze.
Wiedeń
Dojechaliśmy do centrum miejsce darmowe parkingowe znalazło się. Znaleźliśmy się głównym deptaku Stephanplatz, gdzie znajdowały się bary, restauracje, puby, sklepy, pomniki i znane nam z Krakowa „Białe Damy” coś tego typu rodzaju, to chyba jest bardzo znany sposób zarobku w wielkich miastach, a najbardziej w Paryżu. Wiedeń był równie piękny jak Budapeszt niby kiedyś jedno państwo ale nie było widać tego bogactwa wśród ludzi. Pomniki na ogół były złote zakonserwowane świetnie zero zieleni na złocie, osłonięte specjalną siatką ochronna. Nas jednak zainteresowały „Białe Damy” Wydaliśmy dobre 10€ na fotografie z nimi. Było świetnie! W sklepie kupiliśmy austriackie mleko robiąc sobie z nim zdjęcia na tle ulic wiedeńskich.
Co Warto zwiedzić?
Co warto zwiedzić we Wiedniu ? Jak to w każdej stolicy aż się roi od muzeów i zabytków. Między innymi punkt orientacyjny Wiednia Gotycka Katedra św. Szczepana – jest to najcenniejszy zabytek sakralny Wiednia. Budowa kościoła zaczęła się w 1276 roku natomiast zakończono w 1304 roku. Następnie Ratusz zabytek stylem neogotyckim. Kolejno : Parlament, Kościół św. Ruprechta najstarszy kościół we Wiedniu, Pałac Schonbrunn niegdyś rezydencja cesarska oraz wiele innych. Byliśmy już troszkę zmęczeni.
Ludzie
To co robimy ? Prater ? Tak jedziemy zobaczyć Prater jak wygląda nocą oświetlony. Jednak jak wyjechaliśmy z centrum zajechaliśmy za daleko i wyjechaliśmy na drugim końcu Wiednia. Zatrzymując się na stacji benzynowej poprosiliśmy jednego z klientów korzystających ze stacji o pomoc jak dojechać do Prateru, człowiek był tak uprzejmy że kazał nam wsiąść do auta i jechać za nim. Dowiózł nas na miejsce. Ludzie w Austrii z własnego doświadczenia z wielu późniejszych wycieczek stwierdzam że są naprawdę bardzo mili i uprzejmi w porównaniu do Niemców.. Niymcy! Niymcy! Heh.
Prater nocą
Zaparkowaliśmy na jednych z osiedlowych uliczek naprzeciwko Pratera, ulica ta była pełna barów i knajp klimat niczym “Cwajka”. Prater nocą zrobił na nas jeszcze większe wrażenie jak wcześniej. Niesamowite oświetlenie wszystko zadbane, klient na pierwszym miejscu! Porobiliśmy parę zdjęć i czas wracać na Słowacje. Po 3 godzinach jazdy byliśmy już na miejscu. Trzeba iść spać, bo na następny dzień zaplanowaliśmy wyjście w góry na Chopok.
Park Narodowy Plitwickie Jeziora – Chorwacja. Pora wracać. #rajza 2011 #relacja
Niestety po cudownych dniach spędzonych w Trogirze, czas wracać, po drodze mamy do zwiedzenia, Plitwickie Jeziora – coś podobnego do parku narodowego Krka, Wiedeń i standardowo Liptowski Mikulasz. Wstaliśmy o godzinie 5, chcąc z Mariuszem pożegnać Adriatyk, wskoczyliśmy do niego po raz ostatni, to było szaleństwo, temperatura, jak to o wschodzie słońca była niska. Po kąpieli, czas się tylko spakować i ze smutkiem pożegnać Trogir. Niestety nic nie może być piękne wiecznie, a na dodatek, kobieta, która była opiekunem domku, pobrała od nas opłatę za liczne pranie 50€, a na dodatek później osądziła nas o okradnięcie widelców, co było absurdem, pomijając ten fakt czas spędzony tam był niesamowity, wręcz nie do opisania i nikt nam tego nie zabierze.
Plitwickie Jeziora
Po opuszczeniu Trogiru, klimat wakacyjny malał, po paru godzinach jazdy dojechaliśmy do Plitwickich Jezior, to kolejny wspaniały park narodowy w Chorwacji. Położony 140 km od Zagrzebia, niedaleko wschodniej granicy z Bośnią i Hercegowiną, założony w 1949 roku. Jego największą atrakcją jest 16 krasowych jezior połączonych ze sobą licznymi wodospadami. Niestety na terenie parku obowiązuje całkowity zakaz kąpieli. Do wyboru jest wiele opcji zwiedzania parku, różne długości trasy, myśmy wybrali tą najkrótszą, zawierała między innymi 3 minutowy przepływ promem przez małe jeziorko na drugą stronę brzegu. Znowu Statek… Zwiedzanie zaczęło się od wjazdem busem pod niewielką górę, następnie już pieszo trzeba było zejść na dół specjalnie wyznaczoną trasę, mijając, jeziorka i wodospady.
Przejścia Graniczne.
Po 4 godzinach chodzenia, czas jechać dalej, niestety zmartwieni, bo jak wspomniałem wcześniej, Sylwia miała nieważny dowód osobisty, mamy nadzieje, że uda się, w najgorszym wypadku, pojedziemy do Zagrzebia do konsulu z prośbą o wydanie, tymczasowego paszportu. Tuż przed granicą ze Słowenia, znowu to samo strach, zadawaliśmy sobie pytanie czy uda nam się przejechać przez granice. Pierwszy Celnik, prawie zasypiał, spojrzał na samochód kazał nam jechać dalej, drugi celnik, był tak zajęty rozmową ze swoim kolega, gdy podaliśmy mu dowody rozwinięte jak karty w wachlarz, ten wziął je złożył je do jednej kupy i oddał z powrotem. No to się udało! Na Słowenii zatrzymaliśmy się by zatankować i rozprostować kości i jedziemy dalej, zmierzamy do Wiednia, 50 km przed Wiedniem po przejechanych 1000 km, od Trogiru, pora, na odpoczynek i sen.
Nocleg
Zatrzymaliśmy się w miejscu gdzie było wszystko, stacja benzynowa, bar i bogato wyglądający pięcio-gwiazdkowy Hotel, zdecydowaliśmy się na nocleg w samochodzie. Temperatura była już zupełnie inna, było bardzo chłodno, ja miałem potrzebę kąpieli, więc wziąłem prysznic na stacji benzynowej i idziemy spać, Już odbierało nam jedno z ulubionych słowackich stacji radiowych. Pora spać… Znowu nocowanie w samochodzie, ale to tylko jedna noc.