5.8 C
Katowice
sobota, 27 kwietnia, 2024

Trogir, Chorwacja – wieczny odpoczynek. #rajza 2011 #relacje

0

Do Trogiru zostało nam jeszcze kilkadziesiąt kilometrów. Zostało nam jeszcze trochę czasu, nad to jesteśmy dzień wcześniej na miejscu niż planowaliśmy, więc omijamy Trogir i jedziemy dalej autostradą do Splitu – duże, Chorwackie miasto, stolica Dalmacji środkowej, Po wjechaniu w miasto, w tłoczne wąskie ulice, zajechaliśmy do bardziej spokojniejszego miejsca. Tutaj pierwszy raz zobaczyliśmy tak liczne prawdziwe palmy, we Wenecji było ich troszkę, ale to nie to samo, tam nie było takiego klimatu jak tutaj. Wysiedliśmy z auta, prześlemy kawałek, zahaczyliśmy o FastFood, gdzie jadłem najlepsze hamburgery, naprawdę coś zupełnie innego niż u nas, mięso to było mięso, a ponadto, jajko, ogórek, pomidor i prawdziwa bułka. No dobra, czas jechać w końcu do tego Trogiru, wracamy się autostradą zaledwie 30 km, i wjeżdżamy w miasto.

Trogir, Chorwacja

Trogir i wyspa Civo.

Miasto niesamowite. Przejeżdżamy most trafiamy na malutką wyspę, gdzie usadowione jest centrum miasta. Następny most, to już jest większa wyspa Ćivo, gdzie znajduje się parę dzielnic Trogiru między innymi nasza Okrąg Górny. GPS nas prowadzi. Jedziemy, przejeżdżamy obok pola Campingowego, nagle pojawił się napis Okrąg Górny, ale to dopiero połowa trasy, to było dokładnie centrum dzielnicy, droga ciągła się wzdłuż brzegu niemal, przy samej plaży dzieliły nas tylko liczne palmy i knajpy gdzie podawano koktajle. Teraz się zaczyna dopiero trasa, wąziutko na jedno autko, między murami i domami pod górkę, Jeszcze trochę, wąsko i niebezpiecznie, pełno malutkich uliczek obok, byle by nas GPS dobrze prowadził. „Dotarłeś do Celu” – krzyczy GPS, nieźle, I co teraz? Koniec drogi, wokół pełno domków, A od ulicy wędrowały małe uliczki niemal pionowe, na sam dół, gdzie były inne domku i Adriatyk. To tutaj? Zaparkujemy, zejdziemy, zobaczymy. Gdzie stoi nasz domek? hmm, Schodzimy na dół, zastanawiając się, jak zjechać tam samochodem, a co gorsza wjechać na górę, było bardzo stromo. To tutaj? Tak nasz domek znajdował się na samym dole, na skarpie, przed samym morzem i kamienną plaża, ale taką jak by wymurowaną, było równo. Coś pięknego, domek najpiękniejszy ze wszystkich obok, widok niesamowity, dech zapierał nam w piersiach, to nie możliwe, że tutaj jesteśmy, ale niestety do domku mogliśmy wejść na drugi dzień, bo tak rezerwacje mieliśmy. Trzeba jeszcze tylko gdzieś się przespać, robiło się już ciemno, zjechaliśmy do miasta, gdzie wcześniej wiedzieliśmy pole campingowe, niestety, nie było to dla nas opłacalne, za spanie w samochodzie w bezpiecznym miejscu, zajechaliśmy na kolejną dzielnice Trogiru na wyspie Ćivo, na plaże. – Mariusz myślisz o tym samym, co ja? Tak, wskoczyliśmy do wody, było ciemno już, ale paru ludzi kapało się jeszcze woda bardzo słona, podobnie jak w Punta Sabboni, na plaży znajdował się prysznic, wykapaliśmy się pod nim, To, co śpimy tu? Na plaży? Za dużo ludzi i jakoś tutaj dziwnie jest. Postanowiliśmy, więc jechać z powrotem, gdzie znajdował się nasz domek. Spotkaliśmy grupkę Polaków, lekko pod wpływem z butelką swojskiego wina w ręce, oczywiście nas poczęstowali, porozmawialiśmy trochę o mieście. Troszkę dalej był las, wjechaliśmy autem do lasu, zamknęliśmy się w aucie i pora spać, niestety po 5 minutach zaczęła się jedna wielka duchota, otwieramy lekko okno, po kolejnych 5 minutach, zaczęły gryźć nas komary, to była najgorsza nocka w samochodzie, ciężko było zasnąć, wystraszyło nas coś ruszającego się w krzakach, ale przeżyliśmy to, po wielogodzinnej męczarni obudziliśmy się spoceni, pogryzieni przez komary około godziny 7.

Trogir, Chorwacja

Nocleg.

Zanim, zameldowaliśmy się w domku, pozwiedzaliśmy okolice, miasto, zrobiliśmy małe zakupy, a o godzinie 14 dopiero ujrzeliśmy wnętrze naszego mieszkanka, coś pięknego, 2 pokoje, duża łazienka, i salon z kuchnią, oprócz tego balkon a zaraz z niego zejście na taras z leżakami i różnego gatunku roślinkami egzotycznymi, czas się rozpakować, odpocząć w mięciutkim łóżeczku i do wody, na plaże, mieliśmy tak blisko do wody, bo zaledwie 50 km, wystraszyło zejść troszeczkę na dół. Cudownie, nareszcie tutaj jesteśmy, coś niesamowitego, jak tutaj pięknie, upalnie i spokojnie. Dotarliśmy do celu czas, odpoczywać, mamy na to 6 dni. Na Chorwacji podczas podróżowania samochodem wpadła nam w ucho jedna wakacyjna piosenka „Danza Kuduro” – uznaliśmy to za nutę tego wyjazdu.

Trogir, Chorwacja

Trogir

Planowaliśmy wypad na wyspę Brać, po dojechaniu do portu w Splicie, zrezygnowaliśmy, ze względu na ceny promu, a to ma być wycieczka, za małe pieniądze. Ze zwiedzenia Splitu też zrezygnowaliśmy ze względu, na to, że nie było gdzie pozostawić samochodu, wszystkie parkingi zajęte i bardzo tłoczno. Za to zwiedziliśmy dużo piękniejsze i mniejsze miasto, właśnie sam Trogir, Jak już wspomniałem wcześniej, miasto położone jest na wyspie, most łączy Trogir, z drugą wyspą Ćivo, co daje możliwość swobodnego przemieszczania się.

Trogir, Chorwacja

Zwiedzanie

U wejścia do portu znajduje się twierdza Kameralnego – budowla obronna, która w przeszłości chroniła mieszkańców przed napadami Turków. Architektura Trogiru zdominowana jest przez pałace, budowle sakralne i domy szlacheckie umiejscowione na Rynku starego Miasta. Trogir to labirynt wąskich i kamienistych uliczek, w których nie trudno zabłądzić. Nad głowami widać wysoko wzniesione budynki i błękitne niebo, a od czasu do czasu karmy i stragany z pamiątkami. Historia miasta zaczęła się w III w. p.n.e. gdy Grecy założyli tutaj port handlowy. Trochę później dopiero cała dalemacja została przejęta przez Słowian, a w XV w. Władze regionu objęła Wenecja, a Trogir stał się siedziba Wenecjan, do dziś czuć tam klimat architektury weneckiej, a konkretnie, romańsko-gotycki, budowle podobne do tych w Wenecji. Dziś Trogir jest jedną z większych miast, które znamy z prężnej gospodarki turystycznej, przystani morskiej i centrum kulturowego. Powracając do starego miasta, Starówka jest połączona z lądem mostem, który zapewnia łatwy dojazd do XVII-wiecznej Lądowej Bramy (Kopnena Vrata) – łuku zwieńczonego posągiem św. Jana z Trogiru, czyli Giovanniego Orsiniego. Żyjący w XII w. Biskup jest uznawany za patrona i opiekuna miasta. Brama otwiera drogę do, labiryntu wąskich ulic i brukowanych zaułków, gdzie działa mnóstwo modnych sklepów, restauracji i galerii sztuki. Po Trogirze przyjemnie się spaceruje, podziwiając detale architektoniczne zdobiące liczne dziedzińce, kościoły i pałace. W planie zwiedzania trzeba koniecznie umieścić katedrę, której budowę rozpoczęto w XIII w. Świątynię zdobi gotycka kampanila. Portal zachodni, wyrzeźbiony w 1240 r. przez mistrza Radovana, to bodaj najwspanialsze dzieło sztuki romańskiej w Chorwacji. Artysta przedstawił wielu świętych i aniołów, sceny z życia codziennego oraz pory roku ilustrowane różnymi wydarze­niami typowymi dla wsi. Na górnym łuku umieścił narodziny Chrystusa, a na kolumnach po obu stronach drzwi — Adama i Ewę stojących na dwóch lwach. Wewnątrz kryją się kolejne skar­by, w tym XIII-wieczna, ośmioboczna, kamienna ambona, drewniane stalle chóru oraz XV-wieczna kaplica św. Jana z Trogiru. W kaplicy warto zwrócić uwagę na rzeźby anio­łów i cherubinów, wnęki w kształcie muszli oraz mister­nie rzeźbiony sarkofag. Przy katedrze stoi ratusz, w którego ścianę wmurowano tablicę upamiętniającą wpisanie Trogiru na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO w 1997 r. Po drugiej stronie placu wznosi się wenecka log­gia, dawna siedziba sądu miej­skiego, ozdobiona XV-wieczną płaskorzeźbą przedstawiającą Sprawiedliwość. Jej twórcą jest Nikola Firentinac, projektant kaplicy św. Jana. Główna ulica miasta, Gradska, prowadzi do bramy Miejskiej. (Gradska Vrata) i na Rivę -przyjemną promenadę, z której rozciąga się widok na morze i wyspę Ciovo. Z promenady można sobie urzą­dzić spacer naokoło wyspy, mijając XV-wieczną twierdzę Kamerlengo. Coś pięknego trzeba to po prostu zobaczyć i ocenić samemu czy można się w każdym zakątku Chorwacji zakochać. Jeśli chodzi o ruch uliczny to wygląda to bardzo chaotycznie, samowolka. Najgorzej jak wpadniesz w korek wracając ze sklepu, gwarantowane mleko skiśnięte, a czekolada roztopiona, ze względu na wysokie temperatury tam panujące, prowadziłem cały czas na boso, może to i dziwne, ale bardzo wygodne.Oprócz zwiedzania miasta, piliśmy wino zakupione w starej kamienicy u dziadka, który sam je pędził oraz pozwoliliśmy sobie na przyrządzanie w naszej kuchni spaghetti oraz desery owocowe. Owoce były tam bardzo tanie, zwłaszcza w okresie po sezonowym. W Trogirze głownie spędzaliśmy czas na plaży, więc nie ma sensu opisywać każdego dnia po kolei. Ale mogę zagwarantować, że jedząc tam, na pewno się każdemu spodoba i każdy znajdzie coś dla siebie.

Trogir, Chorwacja
Trogir, Chorwacja

Szybka Fotorelacja #rajza 2011 #fotorelacja

0

We wtorek 6 Września 2011, około 3 w nocy postanowiliśmy czteroosobową ekipą zmierzyć się starym kontynentem, wielkimi miastami Europy, dolomitami Alp we Włoszech oraz skwarem jakim panuje w upalnej Chorwacji, podziwiać piękno tamtejszych parków narodowych. Wyruszamy 15-letnim Seatem Cordoba z silnikiem 1,4 litra, bez klimatyzacji. Zapraszam do obejrzenia FotoBloga
Na początek małe podsumowanie naszej trasy :

  • Data Rozpoczęcia : 4.09.2011
  • Dni : 16
  • Przebyta droga : 4 000 km
  • Przebyte Państwa :
  1. – Chorzów > 470 km
  2. – Praga (Czechy) > 400 km
  3. – Monachium (Niemcy) > 100 km
  4. – Garmisch-Partenkirchen (Niemcy) > 70 km
  5. – Innsbruck (Austria) > 330 km
  6. – Venezia (Włochy) > 300 km
  7. – Pula (Chorwacja) > 400 km
  8. – N.P. Krka (Chorwacja) > 60 km
  9. – Trogir (Chorwacja) > 30 km
  10. – Split (Chorwacja) > 260 km
  11. – N.P. Plitwickie Jeziora (Chorwacja) > 530 km
  12. – Wiedeń (Austria) > 370 km
  13. – Liptovsky Mikulas (Słowacja) > 200 km
  14. – Chorzów (Polska).
Nasz pierwszy postój w okolicach Brna w Czachach. Czas rozciągnąć wszystkie kości po nieprzespanej nocy, poinformować rodzine, że wszystko okey, też się martwią mamy 20 lat a sami wyruszamy w taką podróż po raz pierwszy, 15 minut postoju i ruszamy dalej w stronę Czeskiej stolicy.
Przed godziną 7 dotarliśmy na miejsce. Nasz Punkt orientacyjny to rzeka Wełtawa w okolicach Starego Miasta w Pradze. Parę zdjęć pamiątkowych i ruszamy w zwiedzanie Miasta.
Pierwszym naszym celem był piękny prawie kilometrowy Most Karola z XIV w. Charakterystycznymi elementami mostu są figurki świętych ludzi.
Po przejściu tam i z powrotem mostu, zaczął padać deszcz, nam to natomiast nie przeszkadzało. Deszczyk był w miare przyjemny. Zaraz dotarliśmy do Rynku Starego Miasta. .
Wypadało by coś zjeść
Pare zdjęć pamiątkowych.. i zaraz zauważyliśmy wielką budowle, punkt orienatycyjny Pragi, przypominający katedrę.. Ratusz.. Na fasadzie ratuszu był osadzony ogromny zegar, który mówił nam więcej o gwiazdach niż o aktualnym czasie.
Jest możliwość wejścia na sam czubek Ratusza i podziwiać panoramę “Czerwonych dachów” osadzonych w pięknej Stolicy Czech.
Parę pamiątkowych zdjęć
W ten sposób podziwialiśmy piękno Starego Miasta. Czas zobaczyć jakieś muzeum, jest ich wiele, lecz czasu by nam nie wystarczyło, żeby zwidzić je wszystkie, więc postanowiliśmy wejść do jednego z ciekawszych Muzeum Figur Woskowych.
Po przejściu całego starego miasta wyrusziliśmy zobaczyć tańczący dom w Nowym Mieście, po drodze napotkaliśmy nawet Muzeum słynnego Zielonego Ludzika Absinth’a.
Oto tańczący dom..
Nagle zrobiła się z 7 godzina 17 i czas ruszać dalej w strone Monachium
Po przekroczeniu Niemieckiej granicy i przejechania 100 km, zrobiliśmy się bardzo senni, godzina 21 czas znaleźć miejsce gdzie możemy się wyspać, wykąpać. Gdzieś w okolicach Nurnberg. Na stacji benzynowej.
Po przespanej w samochodzie, obudziliśmy się o 4 i ruszamy dalej. Dotarliśmy do Monachium o 5 było zbyt wcześnie dla nas by zwiedzać te miasto więc postanowiliśmy zdrzemnąć się na godzinke na parkingu McDonalda i przejechać przez Miasto.. Chcemy już zobaczyć Alpy!
No i pięknie, już blisko Garmisch,
czas coś zjeść z KingBurgerze….
Buzi i jedziemy dalej..
A więc to tak wygląda najwyższy szczyt Niemiec Zugspitze 2962 m n.p.m..
Zwiedzamy sobie Garmisch, poznajemy po drodze dość ciekawego Polaka, który mieszka w Niemczech od 30 lat
Czas by zobaczyć w jakich miejscach wygrywał nasz orzeł Adam Malysz. Skocznia Narciarska.
Musimy.. Musimy wejść na góre i tak powstało pamiątkowe zdjęcie na buli skoczni, z panoramą Garmisch
Nagle zapada zmrok.. Trzeba szukać fajnego miejsca gdzie można znowu się wyspać. Pięknie..
Z rana jeszcze małe miasteczko Mittenwald, zakupy i ruszamy do Innsbrucka.. to tylko godzinka jazdy
Krótki postój, podziwiamy piękno Alp.
Innsbruck Wita! Stawiamy autko na parkingu i zwiedzamy sobie miasto. Bardzo ładne miasto
Jeszcze tylko skocznia w Innsbrucku, jak widać na załączonym obrazku, coraz bliżej południa, robi się coraz cieplej.
Jeszcze przed południem wyruszamy do słonecznej Italii. Kierunek Venezia – Punta Sabbioni.
Szybko, dzięki wąskiemu odcinkowi w Austri, nie mal 50 km i jesteśmy we Włoszech.
Słynna autostrada słońca, może by tak jakiś skrót?
No to mamy za swoje, ale nie było tak źle, pod najwyższym szczytem Marmolada 3343 m n.p.m., dolomitów włoskich. Kręte, wąskie zarazem niebezpieczne drogi. Znajdowalismy się około 2100 m n.p.m.
Po długiej i męczącej podróży przez Włochy, dotarliśmy do Punta Sabbioni – małe miasteczko na półwyspie nieopodal Wenecji. Piękna, olbrzymia plaża. Godzina koło 17
Zaraz obok wynajęliśmy sobie domek, 80€ za dobe. W końcu nocleg w łóżeczku.
Teraz tylko podróż tramwajem wodnym do Wenecji i czeka nas zwiedzanie pięknego słynnego miasta.
Po dotarciu do celu, podziwialiśmy piękno tamtejszej architektury, w męczarniach słonecznych i natłokiem ludzi.
Zmierzaliśmy ku placu św. Marka. Serce Wececji. Punkt Orientacyjny
Plac św. Marka
Ruszamy dalej zwidzać miasto
Ludzi coraz więcej i coraz bardziej goręcej, czas na krótki odpoczynek.
Generalnie piękne miasto, nic dziwnego, że co roku odwiedza je miliony turystów
Chodząc po mieście zauważamy, bardzo wiele, ciekawych dla nas dziwnych miejsc. Naprzykład jedno z nich : Wąska uliczka prowadząca do małego placyku gdzie można powidziać… Sami państwo zobaczcie. W tle można zauważyć Adolfa Hitlera przepranego na Króliczka Playboya.
Czas coś zjeść hmm… Kierunek ? McDonald – 7 km drogi. Nie wytrzymaliśmy i skonsumowaliśmy zawijaną pizze za 4€ po drodze. Jak i dobrze w McDonaldzie za Hamburgera zapłaciliśmy by 7 € + stanie w kolejce jakies 45 minut.
W pewnej chwili zaczęliśmy błądzić po pustkowiach, wąskie uliczki, getta weneckie.
Po 5 godzinach spacerku dotarliśmy na Most Rialto – największy most przecinający kanał Grande (największy) w Wenecji, czyli niedalego placu św. Marka.
Jest ! Udało się, po męczarniach w cieple, zgubach i natłoku ludzi udało się nam dotrzeć spowrotem na Plac św. Marka, są też plusy, zwiedziliśmy dogłębnie całą Wenecje.
Godzina 18 czas wracać, tyle drogi przed nami jeszcze.
Po powrocie szybka kąpiel w Adriatyku i wyruszamy na Chorwacje!
Słowenia, chwile później Chorwacja, po spędzeniu całego dnia w Wenecji i przejechaniu 250 km pora na odpoczynek – sen – w miłym i przytulnym miejscu jakim jest stacja benzynowa 50km przed Pulą, gdzie chcemy zobaczyć amfiteatr rzymski.
Piękno Chorwackich autostrad, zapiera dech w piersiach.
Godzina 5 jesteśmy już na miejscu, Ciemno.. To co czekamy na jasno? Nie robimy sobie pamiątkowe zdjęcie i wracamy, tzn. jedziemy do Trogiru!
Po drodze zahaczymy o stacje by coś zjeść i o Park Narodowy Krka
Postój na stacji benzynowej, kąpiel i w droge.
Po 450 km od Puli docieramy do Parku Narodowego Krka – Rejs statkiem. Tam dobre 4 godzinki odpoczywamy, oglądamy, podziwiamy oblrzymi wodospad.
Jeszcze tylko kapiel i czas na 70km odcinek do Trogiru!
Została nam tylko jedna noc by móc odpocząć w wynajętym wcześniej domku. Po prostu przybyliśmy dzień wcześniej niż powinniśmy. Noc w lesie, pełna komarów i było strasznie parno i duszno.
tak, po ciężkiej nocy jesteśmy! Odpoczywamy w tropikach Chorwacji.
Ale nie jesteśmy tutaj tylko dla odpoczynku. Jesteśmy po to by zobaczyć, zwiedzić, poznać, więc wybieramy się do Centrum miasta Trigiru. Piękne bardzo stare miasto przypominające architektonicznie Wenecje
Po 6 dniach odpoczynku w luksusowym mieszkaniu. Czas wracać, po drodze mamy Plitwickie Jeziora, Wiedeń i Liptovski Mikulasz.
Z osą na czele. Pokazana państwu osa przejechała z nami jakies 1500 km, od Trogiru po samą Słowacje
Po 250 km czas podziwiać piękno Chorwackiego Parku Narodowego z wodospadami i jeziorami. Po 3 godzinach chodzenia, wyruszamy w strone Wiednia.
Czeka nas 550 km drogi i nocleg po drodze. Nocujemy na stacji benzynowej. Po doraciu z samego rana do Wiednia, kierujemy się w strone Prateru – Wesołego miasteczka
Potem trochę miasta. Katedra, ryneczek
Zgubiliśmy się. Naszczęście po 3 godzinach odnaleźliśmy samochód.
Znowu Prater. Otwarty już po wcześniej był zamknięty.
I czas na Słowacje Liptovski Mikulaś. 3 dni w naszym hotelu, odpoczynku po podróży i reklaksowania się w wodach termalnych i saunach.
Po 16 dniach podróży, witamy w Polsce.

Park Narodowy Plitwickie Jeziora – Chorwacja. Pora wracać. #rajza 2011 #relacja

0

Niestety po cudownych dniach spędzonych w Trogirze, czas wracać, po drodze mamy do zwiedzenia, Plitwickie Jeziora – coś podobnego do parku narodowego Krka, Wiedeń i standardowo Liptowski Mikulasz. Wstaliśmy o godzinie 5, chcąc z Mariuszem pożegnać Adriatyk, wskoczyliśmy do niego po raz ostatni, to było szaleństwo, temperatura, jak to o wschodzie słońca była niska. Po kąpieli, czas się tylko spakować i ze smutkiem pożegnać Trogir. Niestety nic nie może być piękne wiecznie, a na dodatek, kobieta, która była opiekunem domku, pobrała od nas opłatę za liczne pranie 50€, a na dodatek później osądziła nas o okradnięcie widelców, co było absurdem, pomijając ten fakt czas spędzony tam był niesamowity, wręcz nie do opisania i nikt nam tego nie zabierze.

Chorwacja

Plitwickie Jeziora

Po opuszczeniu Trogiru, klimat wakacyjny malał, po paru godzinach jazdy dojechaliśmy do Plitwickich Jezior, to kolejny wspaniały park narodowy w Chorwacji. Położony 140 km od Zagrzebia, niedaleko wschodniej granicy z Bośnią i Hercegowiną, założony w 1949 roku. Jego największą atrakcją jest 16 krasowych jezior połączonych ze sobą licznymi wodospadami. Niestety na terenie parku obowiązuje całkowity zakaz kąpieli. Do wyboru jest wiele opcji zwiedzania parku, różne długości trasy, myśmy wybrali tą najkrótszą, zawierała między innymi 3 minutowy przepływ promem przez małe jeziorko na drugą stronę brzegu. Znowu Statek… Zwiedzanie zaczęło się od wjazdem busem pod niewielką górę, następnie już pieszo trzeba było zejść na dół specjalnie wyznaczoną trasę, mijając, jeziorka i wodospady.

Park Narodowy Plitwickie Jeziora, Chorwacja
Park Narodowy Plitwickie Jeziora, Chorwacja

Przejścia Graniczne.

Po 4 godzinach chodzenia, czas jechać dalej, niestety zmartwieni, bo jak wspomniałem wcześniej, Sylwia miała nieważny dowód osobisty, mamy nadzieje, że uda się, w najgorszym wypadku, pojedziemy do Zagrzebia do konsulu z prośbą o wydanie, tymczasowego paszportu. Tuż przed granicą ze Słowenia, znowu to samo strach, zadawaliśmy sobie pytanie czy uda nam się przejechać przez granice. Pierwszy Celnik, prawie zasypiał, spojrzał na samochód kazał nam jechać dalej, drugi celnik, był tak zajęty rozmową ze swoim kolega, gdy podaliśmy mu dowody rozwinięte jak karty w wachlarz, ten wziął je złożył je do jednej kupy i oddał z powrotem. No to się udało! Na Słowenii zatrzymaliśmy się by zatankować i rozprostować kości i jedziemy dalej, zmierzamy do Wiednia, 50 km przed Wiedniem po przejechanych 1000 km, od Trogiru, pora, na odpoczynek i sen.

Park Narodowy Plitwickie Jeziora, Chorwacja

Nocleg

Zatrzymaliśmy się w miejscu gdzie było wszystko, stacja benzynowa, bar i bogato wyglądający pięcio-gwiazdkowy Hotel, zdecydowaliśmy się na nocleg w samochodzie. Temperatura była już zupełnie inna, było bardzo chłodno, ja miałem potrzebę kąpieli, więc wziąłem prysznic na stacji benzynowej i idziemy spać, Już odbierało nam jedno z ulubionych słowackich stacji radiowych. Pora spać… Znowu nocowanie w samochodzie, ale to tylko jedna noc.

Pierwsza Rajza! Słowacki wypad na Węgierską Stolicę. #Relacja

0
Pierwsza Rajza z Ojcem. Tatralandia w 2008 roku.

Od tego się zaczęło! Wyprawy, podróż, odpoczynek, rekreacja i turystyka. Krótki wypad na Słowację, podziwiać ten piękny kraj, widoki i górskie krajobrazy. Wypad w sumie rodzinny. Latem 2008: Ojciec, syn i Seat Cordoba wyruszyli w trasę bardzo spontaniczną i nieplanowaną, jej głównym celem było odprężenie się w wodach termalnych na Słowacji. Ale…

Przejechane: 1 200 km 2008r.
Kraje : 2
Pobyt : 5 dni przełom Lipca 2008 i Marca 2011

Dzień 1. Nasz pierwszy cel Liptowski Mikulasz.

Liptowski Mikulasz

Wyjazd zaraz z samego rańca, jeden cel : Liptowski Mikulasz jest to miasto położone w „Kraju Źilińskim” Tatry Niskie na północy kraju !

Słowacja
Droga na Słowację.

Trasa..

Droga była przyjemna i bezproblemowa. Po dotarciu do celu trzeba szukać miejsc noclegowych, ale.. mamy czas. Pierwsze co to Tatralandia, jak to wygląda ? Czy warto ? Pierwszy widok niesamowity. Piękne wzgórza tatr niskich a w nich baseny, zjeżdżalnie bary, to nie jest do opisania to trzeba zobaczyć i dostrzec te piękno wkomponowanej nowoczesności w klimat górski zupełnie coś innego jak nasza codzienność na szarym i burym Śląsku.

Słowacja

Droga na Słowację.

Centrum

Czas zjechać.. Kolejny cel ? Centrum, moje myślenie = hmm pewnie nic ciekawego.. ale jednak mylne. Słowacja kojarzyć mi się zawsze ze wsiami, brudem i Bratysławą z filmu „EuroTrip”. Jednak, pięknie nie wielkie miasteczko przez główny deptak przebiega fontanna oraz kręcące sie figury geometryczne z zapisanymi pewnie ważnymi datami miasta bądź samej Słowacji. Z deptaka tryskała woda. W nocy pięknie oświetlona. W koło pełno restauracji, pubów i dyskotek. Każdy znajdzie coś dla siebie, kuchnia orientalna, fast food, kuchnia miejscowa. Co mnie zdziwiło ? godzina 22 a tam, na wolnym powietrzu urządzono sobie przegląd słowackich filmów i seriali wyświetlanych drogą projektora na płóciennym ekranie, z tanim lanym piwem jeszcze wtedy 20 koron słowackich tb. ok 2 zł.

Liptowski Mikulasz, Centrum

Hotel

A my hotelu ani widu ani słychu, fakt jest ich tam wiele ale byliśmy za bardzo zajęci podziwianiemjuż wtedy w mojej głowie pięknej Słowacji. Nagle w samym centrum na wcześniej opisywanym deptaku napis przeczytany w sposób śmieszy „Turustićna Ubijaćka” co znaczyłopisać tam „Turystyczna ubytovanie” Jednym słowem po prostu skromny Hotel**. Oczywiście miejsce dla nas się znalazło w niskiej cenie. Czas odpocząć..

Liptowski Mikulasz, widok z hotelowego okna.

Park Narodowy Krka – Chorwacja. #rajza 2011 #relacja

0

Trasa była niesamowita, góry Dynarskie, zatoki, piękne widoki. Mijaliśmy skrzyżowanie na wyspę Krk, potem zaczęła się autostrada, nowiutka, równiutka, szeroka. Nagle zrobiła się mgła, po lewej i po prawej stronie było widać zeschnięte krzewy, pokryte pajęczynami, wyglądało to jak scena z dobrego horrou. Tunel, następny tunel, i następny, ale już taki 5 kilometrowy, Przy autostradzie, co jakiś czas są tablice z temperaturą powietrza, przed tunelem temperatura pokazywała około 24 stopni, o godzinie dziewiątej, 5 kilometrów dalej za tunelem, tablica wskazywała już 31 stopni, mgła już zeszła, okazało się, że wjechaliśmy w zupełnie inny klimat przejeżdżając tunelem pod górami. Krajobraz wyglądał jak pustynia, tylko, że kamienista, a na środku prosta autostrada, zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej rozciągnąć kości, a dziewczyny chciały się wykapać, było bardzo ciepło, wręcz gorąco.

Chorwacja

Skradin.

Ok jedziemy dalej, jako, że po drodze, mamy małe miasteczko Skradin, gdzie znajduje się jedno w wejść do Parku Narodowego Krka. Jest to młody park, bo założony w 1985 roku w środkowym i dolnym brzegu rzeki Krka, Na terenie parku rzeka tworzy wodospady, kaskady oraz bystrzyny. W centralnej części parku znajduje się Jezioro Visovac, na wyspie, pośrodku, którego znajduje się klasztor Franciszkanów założony w 1445 roku. Zatrzymaliśmy się na parkingu, przeszliśmy miasteczko, wyglądające bardzo dziwnie jak na nasze realia, stare kamienice, podobne do tych z Wenecji, nie tylko stare, ale i rozwalone, niektóre budynki opuszczone, w ogrodach rosły granaty, a na drodze stało parę opuszczonych i rozwalonych samochodów przykrytych brudnym starym płótnem. Przechodząc jedną ulicą wśród kamienic niczym w Call of Duty, gdzie nie gdzie można było zobaczyć otwartą knajpkę a w niej mieszkańców miasta pijących piwo, wino. Czy dobrze trafiliśmy? Chyba tak, zobaczymy, co będzie dalej. Nagle ujawnia nam się mini centrum miasta, poczta, sklep i piekarnia, troszkę dalej port gdzie stały piękne jachty, wśród nich było parę z flagą Polski, niedaleko od portu stał piękny i nowoczesny budynek, odróżniał się znacząco od pozostałości, to było biuro turystyczne, tak zakupiliśmy bilety, do parku. Trzeba było wejść na statek, który pływał pomiędzy Skradinem, a P.N. Krka. Czekając na statek poznaliśmy rodzinkę z Polski, zabawni ludzie, a zwłaszcza głowa rodziny, było widać, że jest dość szalony po jego opowieściach. Mówił nam, że są organizowane specjalne wycieczki statkiem po większości Chorwackich wysp. Wsiadasz do statku zwiedzasz jedne z większych wysp przez cały dzień, a pod wieczór, dzielą się winem i tamtejszą Rakija – taka domowej roboty śliwowica, czyli pijesz do woli, za małe pieniądze. Człowiek, który nam to opowiadał dodał, że przy wysiadaniu ze statku w porcie, był tak napojony alkoholem, że wpadł do Adriatyku, śmiejąc się. Generalnie było wesoło. Statek przypłynął, okazało się, że statek jest za darmo, biletów w ogóle nie sprawdzali, ale już przy wejściu do parku bilety były sprawdzane.

Skradlin, Chorwacja
Park Narodowy Krka
Park Narodowy Krka

Park Narodowy Krka

Znowu statek, śmiejemy się z Mariuszem, znowu to samo, co w Wenecji. Widoki było cudowne, rzeka wokół góry i most autostradowy bardzo wysoko nad nami. Po wyjściu ze statku, trafiliśmy na malutkie jeziorko, do którego wpadał olbrzymi wodospad, Bardzo fajna opcja, ze w jeziorku można było się kapać. Chcieliśmy zobaczyć, co tam jeszcze ciekawego jest do zwiedzania. Obok wodospadu była ścieżka zmierzająca, ku górze gdzie rozpoczynał się wodospad, tam też zmierzyliśmy, obserwując wodospad z bliska. Na górze były liczne stragany, z kobietami sprzedającymi wino i rakije własnej roboty, częstując i namawiając każdemu, kto przechodził. Rakija naprawdę mocna mówiła, że ma około 80 % coś w stylu tego, co piliśmy kiedyś na Słowacji: Tatrzański Czaj. Troszkę dalej, pełno małych rzek i wodospadzików oraz stare kamienne chaty, młynki do robienia mąki oraz wkoło pełno zieleni. Było po prostu pięknie nie do opisania. Czas zejść z powrotem na dół, przez zaczepiające kobiety „Przyjdź tu, smakuj, kup!” No to, co robimy? Oczywiście czas wskoczyć do orzeźwiającej wody, w taki upał, jaki tam panował to było po prostu marzenie, przepłynąć kawałek, porobić zdjęcia i dalej w drogę. Spędziliśmy tam parę chwil, następnie znowu statek i przejście przez dziwne, wyglądające na opuszczone miasteczko, a podobno mieszka tam około 3 tyś osób.

Skradlin, Chorwacja

Rajza 2012. Zachód Europy, gorące południe. #fotorelacja

0
Wyruszyliśmy o godzinie 6:00 całą ekipą z Stacji benzynowej na Austostradzie A4 w Rudzie Śląskiej. Przed nami ok. 400 km ? Już na samym początku rodzieliliśmy się samochodami i zaczełą się jazda indywidualna. Niestety jeden z naszych samochodów uległ Awarii w okolicach Żor. Tam został naprowaiony po 3 dniach i dopiero znany z EuroTripu 2011 Seat Cordoba wyruszył w trase. Całość trasy przebiegała spokojnie beż żadnych potyczek. Nasza trasa do Wiednia Autostradą przez Czechy (Brno) Standardowa trasa. Winieta na Czeskie autostrady to koszt okolo 40 zł następnie podobna cena w Austri.
Gdzieś w okolicach granicy Czesko-Astriackiej.
Do Wiednia dotarliśmy przed godziną 10. Już w poprzednich blogach było pełno zdjęć Pratera we Wiedniu. Ale i tym razem udaliśmy tam, tylko tym razem odważnych więcej…
6 odważnych osób naszej ekipy odważyło się wejść na Boomeranga. Jedna z większych Rollercoaster’ów we Wiedniu. 5€ przejazd ?
Niestety, mnie tam nie ma. Ostanio mam lęki przed takimi urządzeniami ? Za dużo tego jak się w tym pracowałem.
Kolejne wzmagania z lękiem przed urządzeniami tym razem dwie odważne dziewczyny
. Kinga i Grażyna
Piękny widok na Prater. Widać dwa diabelskie młyny, jeden z nich liczy juz 100 lat.
Wyruszamy dalej w podróż po Europie, przed nami jakieś 5 500 km.. Czas nas goni więc jedziemy dalej
Z Wiednia wyruszamy okolo godziny 16 i kierujemy sie do kolejnego celu mamy do przebycia ok. 470 km – Garmisch. w godzinach wieczornych docieramy na miejsce. Tam dokłądnie w tym samym miejscu co rok temu nocujemy w samochodzie. Rano mały prysznic za 0,50€ za 8 minut ciepłej wody i wyruszamy zwiedzać miasto juz po raz drugi.
Miejsce naszego noclegu dokładnie w tym samym miejscu parking, gdzie rok temu wspomnianym EuroTrip 2011
Poranny spacer po mieście, troszkę miasta zwiedzaliśmy juz rok temu, nie było nam potrzebne wszystkiego ponownie przechodzić. Ale spacer przed dalszą częscią podróży nam nie zaszkodzi.
Dla przypomnienia, skocznie narciarskie w Garmisch. Tym razem niestety nie odbywał się tutaj trening skoczków oraz też nie zagościliśmy na szczycie,…zmęczenie
Niemieckie miasteczko Mittewald – Piekne widoki, a my tylko na zakupy i wyruszamy dalej w strone Liechtenstein’u. Do Vaduz mamy
ok. 200 km ? Wyjeżdzamy około godziny 13.
Tuż po przekroczeniu granicy Niemiecko-Austriackiej. Pamiątkowe zdjecię. Rok temu dokładnie w tym samym miejscu się fotografowalismy. A gdzie reszta ekipy? Reszta jechała być moze troszke inną trasą i troche wcześniej wyjechali. Część ekipy noclegi miała załatwione w Hotelach i prywatnych domach.
Na granicy Austria-Liechtenstein mała kontorla dowodów osobistych. W Vaduz (Stolicy) – spedziliśmy około godziny ? Zastanawiając się co dalej.. i Jak ugryść te państwo. Na tym wyjeździe nie przygotowywaliśmy się z tego co mozna zwiedzać i jak tylko jechaliśmy “na oślep.” Końcu znaleźmyśmy parking a nad parkingiem “Centrum” miasta ?
Vaduz – Stolica malutkiego państwa Liechtensteinu, w końcu zabraliśmy się za zwiedzanie.
W Centrum pełno dziwacznych figurek, wogóle dziwne miasto(Państwo), każdy pod garniturem i wogóle bardzo mało ludzi. Wszystko pozamykane a dopiero 17.00.
W centrum można również zauważyć pełno figur, grubych kobiet.
Pora wyruszyć dalej.. Kierunek Zurich. Z Vadum do Zurychu mamy tylko 100 km Przejazd w godzinach wieczornych po mieście i wielkie poszukiwanie stacji benzynowej gdzie można się wykapać załatwić i spać. Niestety nawet na autostradach w Szwajcarii cięzko o taką. Zatrzymujemy sie na jednej z nich i pora spać ?
Tylko jeszcze kąpiel i możemy ruszać w zwiedzanie Zurichu. Nasze miejsce noclegowe.
Jak widac w Szwajcarii też pełno dziwnych figur kobiet.
Naprawde piękne uliczki Zurichu zapierają dech w piersiach. Piękne miasto!
Tramwaje w Zurichu – są strasznie długieee
Rzeka Shil w Zurichu, woda czyściutka, jak w całej Szwajcarii
Po 4 godzinnym spacerze czas wyruszyć dalej. Strona Mont Blanc! PRzed nami ok. 300 km i 3 godziny drogi. Drogi kręte zwłaszcza na Granicy Szwajcarko-Francuskiej.
Po drodze napotkaliśmy wiele ciekawych rzeczy ;))
Kolejny przystanek, Ferme Des Iles w Szwajcarii. Tutaj jest po prostu pieknie… Szkoda się nie zatrzymać. Generalnie to jest zajazd autostradowy ? z dwoma stacjami bezynowymi “Shell” i “BP” obok siebie ? pod jednym budynkiem ?
Przed granicą Francuska, pomyśleć że bylismy na samym dole. Bardzo kręta droga.
No i po ponad 2 godzinach jazdy od Zurychu mamy granice Szwajcarsko-Francuską.
Już widac piękne szczyty, lodowce Alp, według moich obliczeń to właśnie Mont Blanc, najwyższy szczyt, lodowiec w Europie. Mieszczący się na granicy Francusko-Włoskiech, a pod nim kilkunasto kilometrowy tunel Mont Blank. Niestety nie mieliśmy okazji nim jechać nie po drodze i za drogi.
Widoki, które zapierają dech w piersiach ;).
Po godzinnym odpoczynku pod Mont Blank czas ruszyć dalej w droge. Tym razem najdłuższy odcinek przed nami ok. 800 km drogi w Strone wolnego Państwa od podatków Andory.
Drogi które wymagają naprawde niesamowitego doświadczenia w prowadzeniu samochodu.
Po drodze docieramy do Miasta Grenoble. Przejazd przez miasto i dalej autostradą.
Gdzieś we Francji… Niestety zmęczenie i wieczór nas dopadł, przed nami jeszcze daleka droga no i musimy dotrzeć bezpiecznie do Andory, więc nocleg ? pierwsza noc we Francji. Nocleg jak na zdjęciu powyżej. Nie pamiętam ile kilometrów nam zostało jeszcze do celu.
Klimat juz nieco się zmienił, teren bardziej suchy i inna rośliność, droga na Andore, jeszcze bardziej trudniejsza niż ta we Szwajcarii.
Małe miasteczko we Francjii tylko przejazdem i na zakupy. Jak się później okazało miasto jest granicą z Hiszpanią. Już prawie otarliśmy się o główny cel.
Jeszcze niby kilkadziesiąt kilometów przed nami a droga się ciągnie i ciągnie.. Widoki niezapomniane, najpiękniejsze…Tak jechaliśmy mostem przed nami. ?
Nareszcie. Granica Francja-Andora. Nawet nie sprawdzali nam dowodów osobistych ?
No i od tego momentu zaczeło sie podziwianie pięknego Państwa, budynki są specyficzne jak widac na zdjeciu, drogi idealne. Po prostu coś pieknego.
Zdecydowanie polecam jako tranzyt i lekkie odbicie jadących do Hiszpanii na zakupy ?
Stolica Państwa. Ceny w sklepach jeszcze piękniejsze, Andora to raj podatkowy i jest taniej niz w Polsce ? Dla porównania Jan III Sobieski 3,60€ 0,7
Miejsce naszej Noclegowni, Canillo miasteczko w Andorze, nie to nie ten domek na szczycie.. Pierwsza nasza noc w łozeczku ?
No po pierwszym noclegu w łóżku czas wstać. Andora ma dziwny klimat. Słońce zobaczyliśmy dopiero około godziny 12 natomiast wschód juz o 16-17 w dzień 30 st. w nocy 10 st C ? Niestey czas ruszać dalej w trase. Hiszpania Lloret de Mar przed nami. Krótki przejazd do Francji i przez wcześniej wspomniane miasteczko przejście graniczne. 250 km i Hiszpanio Witaj!!
Nasza Trasa do Lloret de Mar ? Jeszcze tylko pare godzin jazdy ?
W drodze pod Willa czekałą już nasza spóziona ekipa naprawionym samochodme. Cud! wyjechali 3 dni później zwiedzając po drodze. Wiedeń, Zurych, Lyon. Byli jeszcze prędzej niż my. 2 godziny spania między czasie. No i dotarliśmy wszyscy na miejsce. Teraz tylko odpoczynek i obijanie się ? Kompet naszych samochodów na podwórku przed Willa.
Pierwsza noc w naszej Willi była bardzo upojna ? Zdjęcie na drugi dzień rano.
Nasza Willa, 450m2 przestrzeni z Jackussi(odkrytym dopiero następnego dnia) i Basenem
2 dzień naszej imprezy, no nie mogło być inaczej ?
Centrum Lloret de Mar, piękny budynek..
Tutaj trafiliśmy na tańce, a dokłanie nie wiedzieliśmy o co chodziło, jedyne co wiemy to że w ten dzień było obchodzone Narodowe Święto Katalonii.
Salon Gier i Kasyn w Lloret de Mar
Lot na Majorke, jedna wielka masakra, 30 minut lotu i przez 30 minut turbulencje i dziury powietrzne.
Na szczęście już widzimy piękne plaże Majorki
La Seu – Katedra w Palma de Mallorca
Palma – Stolica Wyspy
Plażowanie na prywatnej plaży Cala Mayor.
No i na tym kończymy zwiedzanie Majorki.
Lloret de Mar i piekny park widokowy
hr
Plaża nieopodal Lloret De Mar
Niestety to nasz ostatni dzien w Słonecznej Hiszpanii, następnego dnia wyruszamy w dalszą podróż.
W godzinach porannych dojechaliśmy do Barcelony. No i tutaj niestety czas zaczął nas gonić, nie mieliśmy go zbyt wiele by zwiedzać cała Barcelone, ale myśle że jak na pierwszy raz w tym mieście to i tak duzo, nasz czas to 10:00 do godziny 15:00, podróże w podziemiach Barcelony(Metro). Jedna z naszych ekip troche się pogubiła w Barcelonie. Ale pozwiedzali to co my ?
Wyskoczyliśmy z podziemia, pamiątkowa fotka na tle Sagarda Famillia.
Następny przystanek to Ogrody Gaudiego, po prostu pięknie… )
Panorama Barcelony
Tutaj mają państwo okazje zobaczyć największą ławke świata;
Po zwiedzaniu Barcelony wyruszyliśmy w Strone Andory, (200 km) ponownie, spodobało nam się to miejsce. Dobra okazja do noclegu ? no i jeszcze jedna z naszych ekip nie zwiedziała tego kraju a naprawde warto. Wynajmujemy dwa domki za 50€ ? Kobieta okazała się córką Polki, niestety pani potrafiłą powiedziec tylko “Po polski” Rano zwiedzamy Andore zakupy, tank. i wyruszamy do Sete. Dość ciekawe rybackie miasteczko z pieknymi mierzejami.
ok. 300 km przed nami.
Czas ruszyć dalej od Sete do St. Tropez dzieli nas ok. 300 km.
Pokonanie tej trasy bardzo szybko okolo 3 godzin i juz na miejscu, niestety była już późna godzina. Prawie noc, a miasto tętni życiem.
? Piękny park, tam zatrzymalismy się na dwie godziny. Spacer po mieście i trzeba wyruszać dalej w strone Monako. Przed nami 170 km ? i na stacji przy autostradzie zdecydowalismy się na nocleg ?
Poranek – jeszcze tylko kawałek brakuje nam by przekroczyć granice Monaco. Państwo – jeden wielki korek. Udąło nam się zaparkować na podziemnym parkingu. Zwiedzamy Państwo.
Granica Monaco, niestety korek.. Przez cale państwo.
Dobrze, że Polacy nie przynoszą wstydu w Monaco, Jak widac na  boku samochodu godło Polski
Czas ruszyć. Przed nami Wenecja poraz drugi ? oraz 600 km.
Granica Francusko-Włoska ? ? Tak tak to jest granica.
Na miejsce dotarliśmy bez problemu. Prawie (za odcinek 500 km autostrada zapłaciliśmy 44€, a litr Diesla kosztował nas 2 €. Pozdrowienia z Włoch ? Na miejsce dotarliśmy około 20 ? Niestety noclegu nie było. Więc spaliśmy tym razem w Samochodzie w Punta Sabbioni50 m od plaży. Wspomnianej z EuroTripu 2011 niestety za zimno na spanie na plaży. Wieczory we wrześniu bywają tam naprawde zimne.
Czas na zwiedzanie Wenecji po raz drugi. ? Prom ten sam, trasa zwiedzania troszke inna. ? Po zwiedzaniu męczarnia. Ze względu na brak czasu i złe obliczenie czasu musieliśmy ominąć pare punktów zwiedzania i jechać do Polski.
Tak się kończy nasze zwiedzanie Krajów Eurpoy Zachodniej i Kończy się wyprawa EuroTrip 2012.
Niestety, nie wyrobiliśmy się w czasie i nasze zwiedzanie zakończyło się w Venezii, mimo wszystko Pojechaliśmy trasą tak jak ona była zaplanowana, nigdy nie wracam tą samą drogą a musiałbym wrócić przez Wiedeń i Czechy. A winiety z Węgier i Słowacji by się zmarnowały. Słowenia > Chorwacja > Węgry (Przejazd samochodem przez Budapest), Słowacja no i Polska. 1 200 km Druga ekipa wróciła wcześniej do kraju, natomiast Seat zwiedził jeszcze Budapeszt. Zajęło to nam 21 godzin z krótkimi przerwami. Wyjechaliśmy o 19.00 przyjazd był o 16.00 następnego dnia. Najgorzej przejechać przez Słowację.

Garmisch-Partenkirchen, Niemcy. Pierwsze w życiu Alpy. #rajza 2011 #relacja

0

Trasa

Wstaliśmy około godziny 3, konkretnie nie pamiętam. Rozciągnąć się i jechać w stronę Monachium. Po drodze zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, by wziąć prysznic, odświeżyć się i zjeść coś. Jedziemy dalej.

Bawaria, Niemcy

Monachium

Monachium Wita. Więc co tu robić godzina 6 rano, na ulicach jedni idą do pracy a drudzy zmierzają pijani lub na kacu do domu, po imprezie. Bardzo ładne miasto, pewnie dużo do zwiedzania, ale nie mieliśmy ochoty zwiedzać, wychodzić nawet z samochodu było trudno cokolwiek znaleźć. Jedyne, co odwiedziliśmy to McDonalda, ale był otwarty od godziny, 8 więc na parkingu przymknęliśmy na chwile oczy, ale nie chciało nam się dłużej czekać na otwarcie, więc wyruszyliśmy dalej na południe. A konkretnie Garmisch-Partenkirchen.

Autostradą w Alpy

Tak, czym bliżej tym coraz większe pagórki, było widać, szczyty, było pięknie i niesamowicie. Tak to Alpy! Cos pięknego i niesamowitego. Dotarliśmy do celu! Parking w jakimś orientacyjnym miejscu. Autko zaznaczyliśmy na GPS, już zupełne inny klimat, taki górski, ale nieco inny niż nasz Polski czy Słowacki. Nas interesowały skocznie narciarskie i najwyższy szczyt Niemiec Zugspitze (2962 m n.p.m.).

Bawaria, Niemcy

Garmisch-Partenkirchen

Na początek jednak pozwiedzać troszkę miasta, kupić pamiątki, porozglądać się. Pierwszy lepszy sklep z pamiątkami… Bach, Polak, troszkę dziwny człowiek. Prowadzi sklep, w sklepie pije piwo na oczach klientów i częstuje papierosami. Mówił dziwnym językiem jak by staropolskim, albo nie bardziej takim z kujaw. Mówił, że mieszka tutaj od 30 lat a w samym mieście mieszka 50 Polaków. Dał nam wiele rad i cennych informacji, co możemy zwiedzić i zobaczyć, gdzie nocować. Facet, gadał i gadał nie umiał się nagadać. Ale było miło i sympatycznie. Szukaliśmy noclegów, niestety bez skutku. Byliśmy nawet w jakimś rodzinnym domie, że niby miał być hotel, obtoczeni kupą dzieciaków mówiących po niemiecku.. ohh jak ja nie cierpię tego języka, w końcu zadzwoniły do osoby odpowiedzialnej za ten burdel, powiedział, że będzie do 10 minut. Zrezygnowaliśmy zaraz po usłyszeniu ceny 100 € za nocleg. Ok, dajemy sobie spokój z noclegiem, coś się wymyśli. Po zapoznaniem się z miastem czas zahaczyć o sklep. Kaufland, zakupy były udane 10 butelek waniliowej coca-coli i 12 opakowań napoju waniliowego w proszku oraz cygaretki za 2 € 17 sztuk, Pall Pale. Czas na skocznie, ale gdzie one do cholery są.

Bawaria, Niemcy
Garmisch-Partenkirchen, Niemcy

Zwiedzanie

Dojechaliśmy przypadkowo do pięknego miejsca pod samym szczytem Zugspitze (2962 m n.p.m.)  i wyciągami, niestety nie było nas stać na skorzystanie z takich usług i wjechać kolejka na sam szczyt. Parę fotek i szukamy dalej. Jest! Udało się! Dotarliśmy do celu, mieliśmy szczęście akurat prowadzony był trening skoczków i skakali na igielicie, my między czasie odpoczywaliśmy, a następnie wspinaliśmy się na skocznie znaną nam tylko z Eurosportu, kiedy to Małysz zdobywał swoje medale na turnieju czterech skoczni. Robił się zmrok pora schodzić na dół. Jechać dalej i spać.

Garmisch-Partenkirchen, Niemcy

Nocleg

To gdzie śpimy? W samochodzie rzecz jasna. Ale słyszałem, że wokół jest pełno auto campingów, może tam? Ok no to czas jechać. Ciemno, górskie, kręte drogi i miasteczko Mittenwald, wcześniej szukałem w Internecie i wiedziałem, że tam znajdziemy jakieś schronienie. Dotarliśmy do celu, piękny Auto Camping, po prostu marzenie, miejsce nie do opisania, wyglądało to jak malutkie miasteczko za czasów średniowiecza, cena za spanie w aucie to jedyne 50 €, więc szukamy dalej obok zaraz jest następny camping troszkę uboższy, godzina 23 nikogo nie ma. Szlaban otwarty.. Oo jest i człowiek, pytamy, więc go o koszty i jak to wszystko wygląda, mówi, że mamy wjechać autem a przy wyjeździe zapłacimy około 40 € za spanie w samochodzie, jeśli chodzi o prysznice to wrzucamy 50 centów do maszynki i możemy się kąpać. Postanowiliśmy, więc umiejscowić się zaraz obok na parkingu tam iść spać i po kryjomu wykapać się za 50 centów na campingowych prysznicach. Nie przejmując się tym, że w Bawarskich lasach występują niedźwiedzie, wspomniane wcześniej. Było zimno, ale daliśmy rade. Pora spać.

Garmisch-Partenkirchen, Niemcy

Na wchód Europy. Fotorelacja. #rajza 2013 #fotorelacja

0
 
W nocy 4 września, wyruszyliśmy 3 osobowa ekipą podbić wchód Europy. Niestety tylko 3 osoby, zbyt późno podałem informacje o wyjeździe. Większość osób miała zaplanowane już wakacje, albo po prostu strach przed wchodem. Zawsze podróżowaliśmy na zachód, tym razem chcieliśmy poczuć dzikość natury.. Jako pierwszy taki wyjazd zasmakowania między innymi Ukrainy czy Rumunii. Dość nietypowe kraje dały nam wiele wrażeń oraz zaskoczenia w pozytywnym kierunku, do których na pewno szybko wrócimy. Zachęcam was do odwiedzenia koniecznie tych krajów. Tym czasem zachęcam do obejrzenia naszych miłych wspomnień z wakacji 2013.
Na początek małe podsumowanie naszej trasy :

 

  • Data Rozpoczęcia : 4.09.2013
  • Koszta : Paliwo 100€, Noclegi : 85€, Opłaty drogowe – 20€, Zabawa, zwiedzanie i Jedzenie : 125€ / na osobe. To szacunkowe koszta. SUMA : 380€/os. ze wszystkim. Biuro Podróży : 450€ za pobyt tydzień w Bułgarii w Hotelu*** z przelotem.
  • Dni : 11
  • Przebyta droga : 3 800 km
  • Przebyte Państwa :
  1. Słowacja – tylko przejazdem
  2. Węgry – Budapeszt (Stolica)
  3. Serbia – Belgrad (samochodem), Nis (Nocleg)
  4. Bułgaria – Sofia (Stolica), Słoneczny Brzeg, Nessebar, Burgas,
  5. Rumunia – Brasov, Bran, Rasnov, Sighisoara, Medias, Sibiu, Cluj-Napoca
  6. Ukraina – Lwów
  7. Polska – Chorzów (podkarpackie)
 
Wyruszyliśmy około 2 w nocy w nasza podróż. O godzinie 3 w Bielsku zabieramy „stopowiczów”, już wcześniej ugadaliśmy się na serwisie blablacar.pl, chcą dotrzeć do Budapesztu i tam spędzić parę dni. My niestety tylko na jeden dzień, brak czasu jak zwykle i chęć jak najszybszego dotarcia do celu by tylko odpocząć od codziennych obowiązków i pracy..
Wybraliśmy trase najbardziej rozsądną jeśli chodzi o podróż w nocy.PL -Chorzów > Bielsko-Biała > Zwardoń > SK – Zilina > Zvolen > Sahy > HU – Vac > Budapeszt. 5 godzin jazdy 450 km. Na spokojnie bez pośpiechu, na miejscu byliśmy około godziny 7-8 i zwiedzaliśmy Budapeszt.
Parlament w Budapeszcie..
 
Granica Węgiersko Serbska to tylko formalność.. Prawie nawet nam dokumentów nie sprawdzili wręcz musiałem się upomnieć o pieczątkę na pamiątkę… Witamy w świecie innych liter ;)Większość tych znaków było przetłumaczone na łaciński alfabet plus GPS – daliśmy rade ?
Jeszcze chwilowy postój.. Przed Belgradem..
Serbska Policja..
Belgrad – Pamiątka…
No to czas pozwiedzać Belgrad niestety zza okna samochodu.. Czas nas trochę naglił..
Tyle zapłaciliśmy za pełny bak paliwa
No to czas wyruszyć dalej… Pozostaje nam do Nis – gdzie planowaliśmy postój na stacji benzynowej oraz jakiś posiłek – Za nami już 820 km a do Nis pozostaje nam tylko 210 km.
Nasz nocleg.. My Polacy wśród Niemców.. Dwa z lewej i dwa z prawej.. Ci to nawet rozkładali koce na parkingu i spali obok auta.. Mieli oczywiście cały zestaw nawet butle gazową.. MY zjedliśmy coś ciepłego na stacji. Krótki nocleg i o godzinie 5 wyruszamy dalej.. Kierunek Sofia.. 150 km.
Piękne poranne widoki już w Bułgarii. W Serbii polecam przejechać trasę Nis – Granica Bułgarska w dzień.. Coś pięknego, niesamowitego.. Tunele jazda w górach. Niestety było za ciemno by robić zdjęcia. A tu wschód słońca. Przekroczenie granicy Serbsko-Bułgarskiej, bez żadnych problemów. nawet nie 2 minuty. Oczywiście musieliśmy kupić winietę Bułgarską (5€).
No i witamy w Sofii – Europa wschodnia pełną parą jak z filmu EuroTrip.. Jeszcze tylko do Lidla po parówki i bułki..
Sofia – Stolica Bułgarii. No to zwiedzamy..
Przejście podziemne.. Jakieś znalezisko? Tym razem wybraliśmy się bez jakich kolwiek przewodników i map.. Czyli robimy zdjęcia wszystkiego a potem dowiadujemy się co to było.
Trafiliśmy na manifest przeciwko rządowi Bułgarskiego. Dzień wcześniej podobno były tutaj niezłe zadymy..
Wóz transmisyjny Publicznej Telewizji Bułgarskiej oraz stado Policji na tle Katedry Aleksandra Newskiego.
..Tak ten autobus to autobus Policyjny.. Pełno Policji.
Czas wyruszyć dalej chcemy do Hotelu dojechać przed godzina 17 mamy przed sobą 380 km.. Ale autostrada była tak piękna i wszyscy zasuwali a my za nimi.. Średnia prędkość to około 180 km więc dojechaliśmy na miejsce przed 16.
No i dojeżdżamy do Słonecznego Brzegu.. Czas na odpoczynek i relaks.
Meldujemy się w Hotelu.. i przez 7 dni czas odpoczywać..
Nessebar – Piękna wioska, naprawdę robi duże wrażenie i ma swój klimat.
NRŚL GANG ? Niebiescy są wszędzie ?
No i powracamy do Słonecznego Brzegu ?
Czas wyruszyć w drogę, około godziny 5 wyruszamy.. Tak by zdążyć jeszcze na ostatni wchód słońca w Bułgarii, w ten sposób chcemy pożegnać się z wakacjami i odpoczynkiem. Słońce wstaje około godziny 7. Czasu Bułgarskiego. Dojeżdżamy akurat do Obzor w godzinach 6.30 i czekamy aż słońce wstanie i ruszamy dalej.
Przejeżdżamy Varne tam robimy małe zakupy i ruszamy dalej, przekraczamy granice Bułgarsko-Rumuńską no i witamy w całkowicie innym świecie. Każdy żyje po swojemu, każdy ma swój świat.. Pełno psów i dziwnych pojazdów.. Południe Rumunii to naprawdę biedota…
Dotarliśmy na miejsce, zimno… zupełnie inny klimat.. Klimat górski. Czas zwiedzać Zamek Drakuli.. Wstęp to 25 leji czyli 25 zł. Trochę sobie liczą. Rumunia nie należy to tanich krajów. Ceny jak w Polsce albo nawet i drożej. By za Polskie zepsute, śmierdzące parówki z Lidla dać 14 zł ? u nas po 7 a w Bułgarii 10 dla porównania.
Rumuńskie plastikowe pieniądze. Nie do zniszczenia ? Odporne na wodę. Takie pieniądze mają tylko 2 kraje na świecie: Kanada oraz właśnie Rumunia. to jest akurat 1 Lej czyli 1 zł ? To tak jak by 1 zł była w papierku. Idealnie.. Portfel lżejszy nawet w dobie kart kredytowych.
Mistrz parkowania. Przy tym wyjeździe miałem szczęście dość często do takiego parkowania. A to już Brasov Czas pozwiedzać to miasto. Dodam, że Rasnov leży w Transylwanii, jest to najbogatsza kraina w Rumunii. Zupełnie inny świat jak ten który widzieliśmy parę godzin temu (Południe Rumunii, Bukareszt)
W Brasov trwa przygotowywanie sceny oraz moc głośników na MTV Romania Music Awards 2013 – niestety na samej imprezie nie mogliśmy zostać, zbyt mało czasu.
W Rasnov nasz nocleg (25€ za 3 osoby). Przyjazdy dom, trochę zmarzłem w nocy, a szczekające psy nie dały spać. Ale ważne że wygodne łóżko. Z samego rana wyruszamy dalej w drogę. Przed nami jeszcze wiele wrażeń.
Po wyjściu z domu, zaskakuje nas taki widok, zamek w Rasnov, mam wrażenie, że tych zamków jest więcej jak przysłowiowych psów.. Akurat w tym wypadku tych psów jest jak psów…
Jak mam być szczery, w Rumunii całkowicie pomyliły mi się miejsca… gdzie jestem.. O ile dobrze pamiętam jest to Sighisoara – miasto gdzie urodził się Drakula.
Średniowiecze mury, otaczają świątynie.
Coś niesamowitego, te budowle a konkretnie kościół pochodzi z czasów średniowiecza. Idealne miejsca na kręcenie filmów z tego czasu to właśnie Rumunia!
Wejście na wzgórze gdzie znajduje się kościół wejście pochodzi gdzieś z 1300 roku.
Więc tak to jest Sibiu ; )
W końcu autostrada! Cluj Napoca!
Przez całą przeprawie zastanawialiśmy się gdzie są Ci wszyscy bogacze w Rumunii, gdzie robią zakupy i gdzie spędzają swój wolny czas.. Już nie mowie gdzie oni mogą pracować i czy w ogóle istnieją. Oto Centrum Handlowe większe niż Katowicka Silesia, a więc tu się wszyscy uchowali.. Przez całą Rumunię nie widzieliśmy nigdzie tak nowoczesnego miejsca a tu proszę. Pole Pole.. a tu nagle.. w środku pola coś takiego.. Może to i dobrze.. Niestety jest za późno na zwidzanie Klużu, a chcemy dotrzeć jeszcze dziś do granicy Ukraińskiej.. Spać w Rumunii nie było bezpieczne gdzie kolwiek sie zatrzymywaliśmy na stacjach to zaczepiali nas dzieci, ludzie.. (Daj jedzenie, co tam masz?)
O 1 w nocy dotarliśmy do granicy Rumuńsko-Ukraińskiej.. Spotkanie z prawdziwą kontrola graniczną, stres, adrenalina, zaskoczenie. Pogadali, pośmiali się, chcieli napić się z nami wódki, kazali mówić nam po Polsku na Ukrainie i mamy być z tego dumni! Bardzo sympatyczni ludzie. Posprawdzali popytali się.. A to dopiero granica! Co będzie dalej? Wjazd na teren Ukrainy czas : 20 minut. Bum! Bum Bum! Co jest? Zapalam długie a tam…. Dziura Dziura i jeszcze raz dziura.. Myślałem że to mit że Ukraina ma kiepskie drogi, przekonałem się na własnej skórze.. Jazda 5 km/h na długich światłach to było porostu jazda tak by wpaść w jak najmniejszą dziurę.. Zatankowałem do pełna aż sie wylewało.. Sympatyczna i śmieszna obsługa stacji.. Dziwki na stacji… Ludzie którzy wyglądali na takich… a nie szukali wogole problemów, wręcz przeciwnie, znali słowo, proszę, dziękuje, w porządku. Po 20 km jazdy ( około godziny jazdy) Zatrzymaliśmy sie by się przespać niestety miejsce trefne, obok była dyskoteka i ciągle ktoś chodził na stacje po alkohol. Zmęczony, po 20 minutach ruszam dalej Dziura Dziura Dziura, nagle rozpędziłem się do 40 km/h nie umiałem w to uwierzyć.. Mniej dziur.. Po jakimś czasie droga równiutka prościutka.. i Jazda ponad 100 km/h bajka.. droga idealna szeroka.. Zaczynają się góry.. Mgła.. widoczność na 5 metrów. Pozwoliłem sobie by ciężarówka mnie wyprzedziła i jechałem za nią. Bo nic nie widziałem jechałem od niej z 15 metrów.. Zmęczenie wygrało zatrzymałem się na pięknym zajeździe pięknie oświetlonym. Ochrona chodziła co 10 minut z latarka i obserwowałą. Tam Przespałem się 2 godziny i wyruszyliśmy dalej…
Lwów!
Ukraina pomysłowa.. Jak zamienić okropną kamienice z zewnętrzną kanalizacja w ciekawy budynek.
Pomnij Adama Mickiewicza we Lwowie. Tam też zaparkowaliśmy samochód, by łatwiej go znaleźć.
Czas wracać do Polski.. Podsumowanie Ukrainy.. Wielkie zaskoczenie! Mili i sympatyczni ludzie. Przyjazdy kraj bardzo ładne miejsce, tanio! Milicja zatrzymała nas tylko raz z mojej winy jechałem 82 a powinienem 60 mój błąd.. Ale ładna 2 pasmową ? Milicja życzliwa, pogadaliśmy chciała się podzielić fajkiem. Miałem okazje siedzieć w radiowozie tak negocjowaliśmy. Odrazu zaproponował układ bez protokołu.. Z Protokołem 500 hrywień + zabranie dokumentów = zapłać a potem szukaj nas by odebrać dokumenty. Wybrałem opcje 200 hrywień. Jak gadałem z Milicją czułem się jak bym gadał z kumplem. Kazał mówić po Polsu pytał gdzie jedziemy, skąd. Niestety nie miałem 200 hrywien, miałem 60 hrywien i 7$ dał się przekonać.
Kosztowało mnie to 60 zł na Polskie. Powiedział szerokiej drogi i że mamy uważać bo za 5 km też stoją z foto radarem.
Juz w domu co prawda nie jest to Chorzów (woj. Śląskie) ale Podkarpackie. Ale już nasza szara rzeczywistość. A teraz sytuacja na granicy Ukraińsko-Polskiej. Parę samochodów, a spoko szybko pójdzie. Ukraińscy celnicy nie robili problemów podbijali obiegówek bardzo szybko. Zasada jest taka dostajesz obiegówkę, zostawiasz auto i udajesz się do różnych gości po pieczątkę, jeden sprawdza samochód(bez sprawdzania), drugi gość sprawdza dokumenty osób a trzeci zaś dokumenty samochodu i po wszystkim. Problem miał jeden Niemiec, Ukraińcy nie chcieli puścić Niemca! ha ha.. Jedziemy na Polskę! A tam… trzepanie samochodu.. zero kultury, wszyscy mieli miny jak srający kot.. Godzina stania na Polskiej granicy. Naczeszcie nam nie trzepali samochodu zacząłem opowiadać gościowi o naszej trasie a ten zbladł i puścił nas patrząc tylko na jedną torbę. Gościa przed nami trzepali równo nawet odkręcali tapicerkę.

Innsbruck, Austria. Kolejne miasto w Austrii na naszej mapie.

0

Innsbruck

Poranek, a raczej nad ranem, porobić parę zdjęć z okolicy, bo było niesamowicie w centrum Taurów (Pasmo Alp Wschodnich). Czas jechać dalej, kolej na Innsbruck – stolice Alpejskich Taurów – flaga tego regionu jest dokładnie taka sama jak flaga Polski. Miasteczko cudowne, siedząc na ławce w samym centrum widzimy na tle wysokie, cudowne szczytu Alp. Innsbruck zobaczyliśmy powierzchownie dla nas ważne jest to by tylko tam być. W Innsbrucku można również odwiedzić skocznie narciarską, trzeba było tylko autkiem pod górę wjechać i tam był płatny parking, stamtąd było widać piękną panoramę Innsbrucka, na tle wspomniane Taury. Wstęp na skocznie niestety płatny, my stwierdziliśmy, że już mamy jedną zaliczoną w Garmisch, więc nie ma sensu znowu wspinać się na kolejną, ważne, że byliśmy, zobaczyliśmy, fotki zrobione – to jedziemy dalej, nie potrafiliśmy się doczekać cieplejszego klimatu i czegoś zupełnie innego no i oczywiście nowego państwa.  Pomimo 30 km pomiędzy Garmisch a Innsbruckiem, różnica temperatur była niemal kolosalna, w Austrii już mogliśmy pozwolić sobie na krótki rękawek bez wahania. Ok czas w drogę na południe.

Innsbruck, Austria
Innsbruck, Austria
Innsbruck, Austria

Rajza 2014 Słoneczna Bułgaria i niesamowita Rumunia. #galerie

0